Przeskocz do treści

„Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami
i błogosławiony owoc żywota Twojego” (Łk 1, 28. 42).

Pozdrowienie anielskie składa się z trzech części: pierwsza jest ułożona przez anioła: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą”. Druga część przez św. Elżbietę: „Błogosławiony owoc żywota Twojego”. Trzecia część: „Maryjo” – jest dodana przez Kościół, bo anioł nie wymówił Jej imienia, może nie śmiał z nadzwyczajnego szacunku, ale to Imię - „Maryjo” - bardzo się zgadza ze słowami anioła.

Objawienie się anioła, uważano za wielkie zdarzenie, a również za wielki honor dla człowieka, kiedy mógł aniołowi okazać swą cześć. (...) Dlaczego anioł nigdy nie pozdrawiał człowieka, tylko człowiek pozdrawiał anioła? (...) Pierwszą, którą spotykał ten honor jest Maryja – Niepokalana Dziewica, anioł oddaje Jej cześć. Anioł rzeczywiście z uszanowaniem schyla głowę przed Dziewicą: Bądź pozdrowiona!

Maryja jest wyższa od Aniołów pod trzema względami: Po pierwsze dlatego, że jest „pełna łaski” i ta Jej pełność przewyższa pełność wszystkich aniołów razem. Dlatego to anioł Ją pozdrawia, mówiąc: „Pełna łaski” - jakby mówił: Czczę Cię, ponieważ mnie przewyższasz pełnością łaski. Maryja jest „pełna łaski” dlatego, że: dusza Maryi miała w sobie całą pełność łaski. Łaska bowiem ma podwójny cel: sprawia, że czyni się dobrze, a unika się zła. Otóż Maryja otrzymała łaskę najdoskonalszą w tym podwójnym celu. Jeśli chodzi o zło, o grzech, Maryja była niepokalanie poczęta, bez grzechu dziedzicznego, nie popełniła też żadnego grzechu ani nawet najmniejszej niedoskonałości. Jest Ona najczystszym zwierciadłem doskonałości. Duch Święty mówi o Niej: Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja – a nie ma w Tobie żadnej zmazy (por. Pnp 4, 7). (...)

Z drugiej strony, Maryja wykonała wszystkie cnoty. Inni święci praktykowali pewne cnoty specjalne, w których stawiamy ich za wzór, lecz Niepokalana Pani jest wzorem wszelkiej cnoty. Maryja jest przykładem pokory: „Oto ja służebnica Pańska” (Łk 1, 38) i „Bóg wejrzał na niskość, na pokorę służebnicy swojej” (Łk 1, 48). Maryja jest przykładem czystości: „Nie znam męża” (Łk 1, 34). Rozważając dalej, znajdujemy w Niej przykład cnoty w doskonałej miłości, bo jest Matką Boga. Stąd w Niej ta pełność łaski, która odsuwa Ją od wszystkiego zła, a czyni Sprawczynią wszelkiego dobra.

Maryja była pełna łaski, tak że pełność tej łaski z duszy przelewała się także na ciało. Wielki to i niepojęty dar, gdy łaska u świętych uświęca duszę, u Maryi zaś uświęcała i przelewała się także na ciało, ażeby w tym ciele najświętszym z Niej wziął ciało i krew Syn Boży. (...)

Łaska Maryi była tak pełna, że z Jej pełności cała ludzkość wzięła łaskę. (...) Największym jednak cudem jest mieć taką łaskę, by wystarczyła na zbawienie wszystkich ludzi na świecie. Ten przywilej ma Jezus Chrystus i ten przywilej ma Jego Matka, bo w jakimkolwiek jest się nieszczęściu czy grzechu, można otrzymać pomoc i zbawienie od Maryi. Każdy również akt cnoty można spełnić z Jej pomocą. (...) Słusznie więc nazywamy Ją Maryją - „Najjaśniejszą samą w sobie”, tą, co oświeca drugich i świat cały: Odziana słońcem, a księżyc pod Jej nogami (por. Ap 12, 1).

Dziewica Niepokalana wyższa jest od aniołów przez swoją bliskość i obcowanie z Bogiem, dlatego Ją anioł pozdrawia, mówiąc: „Pan z Tobą”. To tak jakby Gabriel mówił: Ja Cię czczę, bo jesteś przyjaciółką Boga - więcej niż ja, bo Pan jest z Tobą. Pan - czyż to nie Ojciec tego Syna, który równocześnie jest Synem Maryi? Jest to przywilej jedyny, największy w dziejach, że stworzenie jest Matką Boga. „Co się z Ciebie narodzi, Święte jest i nazwane będzie Synem Bożym” (por. Łk 1, 35). Pan – to Jej Syn, którego Ona przytula do łona. Czyż może być większa bliskość Boga? Pan jest z Maryją jako Syn, z aniołami zaś jako Pan. Maryja jest z Panem jako Matka, anioł z Panem jako sługa. Pan – to tak samo Duch Święty, który jest z Maryją jako w swej świątyni. Ona jest świątynią Pana, sanktuarium, miejscem najświętszym Ducha Świętego, bo Ona poczęła z Ducha Świętego - „Duch Święty zstąpi na Ciebie” Maryja jest więc najściślej złączona z Trójcą Najświętszą, jest najgodniejszym Jej mieszkaniem.

(...) „Błogosławiony owoc żywota Twojego” – słowa wypowiedziane przez św. Elżbietę. Ten Owoc Maryi, to błogosławiony Syn Boży, Jezus Chrystus, którego Bóg napełnił pełnością łaski i prawdy (por. J 1, 14), abyśmy z Niego wzięli i prawdziwie wzięli. „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym w Chrystusie” (Ef 1, 3). Ten Owoc Dziewicy błogosławiony jest przez wszystkich aniołów - Chwała, mądrość, dziękczynienie, cześć, moc i siła niech będą Bogu naszemu (por. Ap 7, 12). Błogosławiony jest przez wszystkich ludzi: Wszelki język niech wyznaje, że Jezus Chrystus jest w chwale u Boga Ojca (por. Flp 2, 11).

Tak i my, idąc w zawody z aniołami – pozdrawiajmy Matkę Boga naszego, Jezusa Chrystusa, czerpmy z pełności Jej łaski i błogosławmy z Nią i przez Nią błogosławiony Owoc Jej żywota, byśmy przez Nią przyszli do Jezusa, a przez Jezusa do Trójcy Najświętszej, której chwała i cześć na wieki! Amen.
Zob. Konferencje zakonne, 1962. (fragment)

W czwartek po uroczystości Zasłania Ducha Świętego Kościół pozwala nam czcić Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana. To święto, chociaż w niektórych krajach czy wspólnotach było obchodzone od lat, dla Kościoła powszechnego zostało ustanowione za pontyfikatu papieża Benedykta XVI w 2012 r.

Chrystus ciągle obdarowuje Kościół kapłanami, którzy niosą światu przesłanie Ewangelii i pełnią swą misję, czując odpowiedzialność za zbawienie dzisiejszego człowieka i ludzkości. W swej modlitwie arcykapłańskiej błagał Ojca:

Ja za nimi proszę, nie proszę za światem,
ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi.
Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem.
A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie (J 17, 9.18-19).

Kapłani Chrystusa, to nie "najemnicy" (J 10, 12-13), których zresztą rozpoznaje się przy lada próbie. Zawsze byli, są i będą prorokami dla swojego pokolenia. Niekiedy byli szanowani, jako mężowie Boży, najczęściej jednak byli i są prześladowani, a na potwierdzenie, że są świadkami Chrystusa, przelewali krew. "Świat nie był ich godzien" (Hbr 11, 38). Także wśród nas żyją święci kapłani, najczęściej ukryci, zachowujący wiernie tajemnice serc powierzone im przez ludzi, stojący przed Bogiem ze wzniesionymi rękami, pośrednicy między ziemią i niebem, mediatorzy ludzkości. Na modlitwie odbierają "impulsy" woli Bożej, by potem przekazywać ją duszom. Natchnione Słowo głosi: ?Każdy kapłan z ludzi wzięty dla ludzi bywa ustanowiony w tym co należy do Boga, aby ofiarował dary i ofiary za grzechy? (Hbr 5, 1).

Liturgiczne święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana (po raz pierwszy obchodzone w Kościele 23 V 2013, czyli już za pontyfikatu papieża Franciszka) jest dla nas przypomnieniem i zachęta do modlitwy o powołania kapłańskie oraz za wszystkich kapłanów, zwłaszcza w dobie kryzysu związanego z pandemią.

W Polsce, ale i w różnych częściach globu potrzeba kapłanom wiele łaski Bożej i heroicznego męstwa do świadczenia o żywej obecności Chrystusa w Eucharystii, który pozostaje ze swoim Kościołem "po wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mt 28, 20).

                                                                                               S. Konrada Dubel CSCIJ


Tajemnicę kapłańskiego serca przybliża nam Sługa Boży o. Anzelm Gądek OCD:

Rozwój naszego życia duchowego w wielkiej mierze zależy od naszego udziału i łączności z kapłaństwem Chrystusowym. Jezus Chrystus z woli swego Ojca niebieskiego jest naszym Pośrednikiem między niebem a ziemią. Łącząc się z Chrystusem, łączymy się z Bogiem. Cześć, jaką oddajemy Trójcy Najświętszej czy to w modlitwie, czy w ofierze, czy w innej formie, wewnętrznie czy zewnętrznie, bez łączności z kapłaństwem Chrystusowym byłaby bez treści i martwym objawem. (...)

Syn Boży, jako Bóg na łonie Ojca, nie może być kapłanem ludzkości. Jako doskonale równy swemu Ojcu i istotny Jego obraz, nie może się upokarzać ani prosić. Z chwilą jednak, kiedy Syn Boży stał się człowiekiem, Synem Bożym i Synem Maryi, wszedł do naszej rodziny, i nic nie tracąc z Boskości, może się uniżać, adorować, wyniszczać, prosić. Jest więc Chrystus naszym najwyższym Kapłanem:

a) Z "ludzi wzięty". Nie tylko jest człowiekiem, aby współczuć z naszą nędzą, lecz ją dźwiga razem z nami. Jest Bratem naszym przez Krew, która płynie w Jego żyłach, przez niemoce i pokusy, "wyjąwszy grzech". Jest Świętym bez skazy, najdoskonalszym Człowiekiem, pełnym Ducha Świętego, jest Synem Bożym, w którym sobie Ojciec upodobał (por. Mt 3, 17); jako taki nadaje się do pośredniczenia między Bogiem obrażonym a grzeszną ludzkością, bo jako człowiek, pełen najwyższego współczucia dla bied naszych, może się upokarzać, cierpieć, umrzeć, złożyć ofiarę ze siebie dla nas i za nas, aby wsławić swego Ojca, jako Bóg może dać wszystkim swoim uczynkom wartość nieskończoną.
b) Tym samym jednak, że Jezus Chrystus jest najdoskonalszym człowiekiem, z ludzi wziętym, nie jest jeszcze kapłanem; jest nim przez wybór Ojca swego. Dla ludzi został postanowiony przez wolę Ojca. A żaden sobie czci nie bierze, jeno który bywa wezwany od Boga, jako Aaron. Tak i Chrystus nie sam siebie wsławił, że się stał najwyższym Kapłanem, ale który do Niego mówił: Syn mój jesteś Ty, Jam Ciebie dziś zrodził (por. Hbr 5, 4-5); a na innym miejscu mówi Pismo o Chrystusie: "Tyś jest kapłanem na wieki według obrządku Melchizedeka" (Ps 110 (109), 4; Hbr 5, 6. 10; 6, 20; 7,1. 17).

c) Kapłan otrzymuje poświęcenie. Chrystus, według myśli Ojców Kościoła, otrzymał tę sakrę, to poświęcenie od pierwszej chwili Wcielenia; dlatego właśnie nazywa się Chrystusem, to jest Pomazańcem; Bóstwo Słowa jest jak święte namaszczenie, którym poświęca swoje człowieczeństwo i daje Jezusowi Chrystusowi władzę i łaski kapłaństwa.

Jezus Chrystus wybrany od wieków rozpoczął swój urząd kapłański w chwili Wcielenia, jako najwyższy Pośrednik i Zbawca ludzi. Uczynił to nie przez ofiary z bydląt, jak niegdyś w Starym Zakonie, lecz przez ofiarę ze swej woli, poddając ją całkowicie pod wolę swego Ojca. Jezus Chrystus przez swoje posłuszeństwo, posłuszeństwo aż do śmierci (por. Flp 2, 8), przez wyniszczenie się z posłuszeństwa w mękach krzyżowych, krwawych, dał cześć najwyższą swemu Ojcu, czyniąc zadość za nieposłuszeństwo pierwszych rodziców. Nie tylko zadośćuczynił, lecz, przez tę ofiarę z własnej woli i z całego siebie do ostatniego wyniszczenia, wysłużył ten Boski Kapłan wszystkim ludziom zbawienie i wszystkie łaski, których potrzebują, aby się zbawić, jeśli z tymi łaskami współpracują. Jeżeli mieliśmy nieszczęście obrazić majestat Boga, Jezus wstawia się za nami. Zapewnia nas św. Jan: "Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata.? (1 J 2, 1-2). Jeśli zaś jesteśmy w stanie łaski, a obfitszej pomocy potrzebujemy, On według zapewnienia Pawła "zawsze żyje, aby się wstawiać za nami" (Hbr 7, 25).

d) Kapłan jest na to postawiony, aby ofiarował dary za grzechy. Uczynił to i czyni Jezus Chrystus, nasz Kapłan najwyższy. Daje on Bogu, Ojcu swemu najdoskonalszą Ofiarę. Zapoczątkował ją przez próby całego życia, spełniał tę Ofiarę przy Ostatniej Wieczerzy i w mękach na Krzyżu, dopełnił jej, wstępując do nieba, gdzie okazując Ojcu swemu rany otwarte i swoje zaofiarowane człowieczeństwo nie przestaje nam wypraszać owoców odkupienia i owoców tejże spełnionej Ofiary. Wreszcie w codziennej ofierze Mszy świętej powtarza Ofiarę, już raz spełnioną, z tym samym wyniszczeniem się co i na Krzyżu, lecz w sposób bezkrwawy, przyswajając nam ustawicznie niewyczerpane skarby swego kapłaństwa.

                                             Zob. Zasady życia duchowego, Łódź 2001, s. 112-117.

mal. s. Marcelina Jachimczak CSCIJ

(...) Na świecie nie ma nic większego nad Jezusa Chrystusa, a w życiu Jezusa nic nie ma większego nad Jego ofiarę na krzyżu, na którym zamierającymi wargami wymawiał słowa: Wykonało się. Stąd i w życiu naszym nic nie powinno być tak uroczyste, a równocześnie tak codzienne jak rozważanie tej wielkości, to jest tej krwawej tajemnicy odkupienia, przez którą odrodziliśmy się do łaski i odzyskaliśmy utracone prawa do życia. Będzie więc rzeczą sprawiedliwą i godną, byśmy coraz więcej i coraz częściej wczuwali się w mękę Pana Naszego Jezusa Chrystusa, szli za Nim krok za krokiem w Jego drodze krzyżowej, a w ten sposób stali się godnymi uczestnikami Jego tryumfalnego zmartwychwstania.

Czymże zatem jest ta droga krzyżowa, którą z największą miłością Pan nasz znaczył Krwią swoją Najświętszą i którą zakończył wołaniem wielkim na wysokości Krzyża?

Materialnie wzięta Droga Krzyżowa jest tą przestrzenią, którą Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek, przeszedł z ciężarem krzyża od pałacu Piłata aż do szczytu zwanego Kalwarią czyli wzgórzem Trupiej Głowy, gdzie został ukrzyżowany i skonał skłoniwszy miłosiernie głowę ku grzesznej ludzkości.

Istotnie zaś droga krzyżowa i zakończenie jej na krzyżu jest streszczeniem całego życia Jezusowego i dokonaniem dzieła odkupienia całej ludzkości, z wylaniem ostatniej kropli Krwi Najświętszej i otwarciem Serca Boga w niepojętych Jego zmiłowaniach.

Nie ulega wątpliwości, że tą drogą krokiem i duchem szła najboleśniejsza Matka Jezusowa, Współodkupicielka rodzaju ludzkiego, a z Nią i za Nią szli Apostołowie i uczniowie Pańscy, uzupełniając mękę Jezusa w ciele swoim i przyswajając sobie jej zasługi. A z biegiem czasu pod wpływem pobożności szli tą drogą wierni wszystkich stanów, uwielbiając krwawe ślady i rozważając nieskończoną miłość Boga ku nędznemu grzesznikowi, podróżującemu po tej ziemi wygnania i płaczu.

Nie wszyscy jednak mogli zwiedzać miejsca święte i iść za Zbawicielem po Jego bolesnej drodze. Więc już w średniowieczu poczęto w kościołach lub na innych miejscach urządzać kapliczki, krzyże, rzeźby i obrazy przedstawiające sceny tej drogi według sposobu, na jaki się zdobywała ówczesna pobożna wyobraźnia i sztuka. Błogosławiony Alwarus z zakonu św. Dominika po powrocie z Ziemi świętej był pierwszym, który odtworzył sceny drogi krzyżowej, umieszczając je w kapliczkach klasztoru zwanego "Scala coeli" - drabiną do nieba. Za jego przykładem synowie św. Franciszka, którym od roku 1312 powierzoną została tak zwana Custodia, czyli straż nad Ziemią Świętą, i którzy sami albo z wiernymi przebiegali miejsca naszego zbawienia, zaprowadzili w Europie i w innych miejscach stacje drogi krzyżowej. W początkach tak liczba jak i porządek stacji nie były ustalone, dopiero w XVII wieku znajdujemy je uszeregowane tak, jak je dzisiaj pobożność wiernych odprawia.

Historycznie droga krzyżowa razem z ukrzyżowaniem i śmiercią Zbawiciela obejmuje czas od trzech czy czterech godzin i przestrzeń jednego kilometra. Oprócz wydarzeń opowiedzianych przez Ewangelistów, jak skazanie, objęcie krzyża, wymuszona pomoc Cyrenejczyka, płacz niewiast, obnażenie Ofiary, przybicie do krzyża i ukrzyżowanie, otwarcie przebitego Serca i złożenie z krzyża, pobożność wiernych chciała widzieć Najboleśniejszą Matkę towarzyszącą w drodze i idącą na spotkanie Syna, następnie Weronikę ocierającą chustą Najświętsze Oblicze i wreszcie potrójny upadek Zbawiciela pod ciężarem krzyża. Te fakty razem zestawione tworzą zespół czternastu stacji i są jakby pośrednimi punktami drogi, która się kończy ukrzyżowaniem i śmiercią Jezusa, najwyższym szczytem bólu i zmiłowań Pana.

Dogmatycznie rozważana Droga krzyżowa kładzie nam przed oczy tajemnicę odkupienia przez ofiarę krzyżową, przedstawia nam Hostię i Kapłana podniesionego na krzyżu i równocześnie przywołuje na pamięć wszystkie środki i skutki naszego usprawiedliwienia i zbawienia. Głównym punktem jest Jezus Chrystus ukrzyżowany, którego znać, kochać i naśladować jest essencjalną koniecznością naszej podróży do Boga. Kto nie idzie tą drogą, nie może osiągnąć zbawienia. Jezus Chrystus jest bowiem drogą, prawdą i życiem, kto zbacza z tej drogi, odchyla się od prawdy, kto nie żyje tym życiem, sam staje się przyczyną swego wiecznego potępienia.

Droga krzyżowa w swoim ćwiczeniu jest donośnym wołaniem, że koniecznością jest naśladować Jezusa Chrystusa: Kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie, weźmie swój krzyż codziennie, i niech idzie za Mną, niech niesie krzyż nie inny, tylko taki, jaki dla naszego zbawienia niósł i uświęcił Krwią swoją Pan nasz, Jezus Chrystus.

Jeśli wreszcie Drogę krzyżową rozważymy liturgicznie czyli jako pobożne ćwiczenie i kult męki Pana naszego oraz współczucie dla Jego Bolesnej Matki, to z tych względów drogę krzyżową należy bardzo zalecać. Według Breve Ojca Świętego Benedykta XIV Droga krzyżowa jest jednym z głównych środków zbawienia, bo jej mocą grzesznicy wracają na drogę do Boga, oziębli zapalają się gorliwością, a sprawiedliwi utwierdzają się w doskonałości. Nic więc dziwnego, że Droga krzyżowa odbiera taką cześć i że tak wielką liczbę dusz pociąga do miłości Jezusa Chrystusa. Droga krzyżowa była ustawicznym ćwiczeniem św. Benedykta Labre. Św. Leonard a Porto Maurizio był wielkim jej apostołem; uprawniony i obdarzony specjalną władzą przez Stolicę Świętą, gdziekolwiek mógł, zaprowadzał Drogę krzyżową i osobiście pobłogosławił ponad sześćset erekcji. Zapalony świętą myślą, by w miejscu, gdzie tylu świętych męczenników dało świadectwo wiary Chrystusowi, także męka i śmierć Zbawiciela miała swoich publicznych czcicieli, na mocy pozwolenia Ojca Świętego Benedykta XIV w roku 1750 zaprowadził drogę krzyżową w Koloseum.

Z natury tego świętego ćwiczenia wierni przyswajają sobie owoce Krzyża, bo gdy sercem skruszonym rozważają mękę Chrystusa i boleści Jego Matki, sami utwierdzają się w wierze i w cnotach i rozdzielają owoce zbawienia duszom cierpiącym w czyśćcu.

Z tych rozważań zrozumieć możecie, (...) co oznacza Droga krzyżowa obrazowo. Wystarczyłoby przytoczyć te miłością rozpalone teksty, w których św. Paweł zapewnia, że jemu "żyć jest Chrystus, że nie rozumie nic innego jak Chrystusa i to Chrystusa ukrzyżowanego, że niech dalekim będzie od niego w czymkolwiek innym się chlubić, jak tylko w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa". W całej teologii chrześcijańskiej nie ma nic tak wymownego, co by nam tak żywo wyraziło w oczach, i w umyśle, i w sercu ohydę grzechu, jak męka Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nigdzie też lepiej nie poznajemy kary potępienia wiecznego, jak pod krzyżem w świetle wylanej Krwi Syna Bożego. Nigdzie też dobitniej nie wstrząsa duszy cena łaski i uczestnictwa w życiu Boskim, jak pod cieniem krwawego krzyża. Ci bowiem, którzy adorują Ukrzyżowanego i skruszeni kochają, choćby byli łotrami, stają się usprawiedliwieni - "Dziś ze mną będziesz w raju".

Na czole każdego chrześcijanina, a tym więcej na czole zakonnika jest wyryty znak krzyża i niezatarty charakter, w którym wyznaje, że jest uczniem Chrystusa Ukrzyżowanego. Stąd na uczniu ciąży jedyny i uroczysty obowiązek naśladowania Mistrza: "Kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie, weźmie swój krzyż codziennie i niech idzie za Mną". Dlatego naśladowanie Chrystusa niosącego krzyż jest także naszą drogą, od której zależy nasze zbawienie. Obowiązek naśladowania Zbawiciela na drodze krzyża ciąży na nas nie tylko obrazowo, lecz narzuca konieczność praktyki. (...)

Droga Chrystusa jest tą drogą ciasną i wąską, przez którą każdy przejść musi, jeśli pragnie wejść do Królestwa. Na tej drodze trzeba się wyzuć ze starego człowieka, a odziać się w nowego według wzoru Chrystusa. Na tej to drodze trzeba umrzeć dla grzechu i rzeczy świata, wzgardzić bogactwami i rozkoszami, podbić w niewolę ciało i ujarzmić pożądliwość, ukochać pokorę i służyć bliźnim, umocnić serce w miłości Chrystusa i nieść krzyż jako sztandar mocy Bożej i naszej.

Nie ma w Kościele ani w niebie świętego, który by nie przeszedł przez Golgotę, bo nie ma żadnej łaski, która by nie spłynęła z mocy tego Krzyża. Krótką jest ta droga, w rzeczywistości wynosi jeden kilometr, ale jest twarda. Idzie jednak nią Przodownik nasz, Jezus Chrystus, towarzyszy Mu w trosce o nas Matka Jezusowa i nasza. W promieniach takiej miłości i w takim towarzystwie ? słodkim staje się ból krzyża i ciężkość jego staje się lekka.

(...) święci patrząc na krzyż i rozmyślając o Ukrzyżowanym szaleli z miłości i podziwu i miłośnie wołali: Bóg na krzyżu! Gdy nań patrzę, gdy w Niego wierzę, gdy Go podziwiam i nad Nim płaczę, od boleści drętwieję! Kto jest przyczyną takiego bólu? (...) Gdy zapytam św. Augustyna, to i on zapyta Jezusa: Cóżeś to popełnił, najmilszy Młodzieńcze, że się tak strasznie z Tobą obchodzą? Jaka jest zbrodnia twoja, jaka wina, jaka przyczyna śmierci i jaka okazja skazania? A On odpowie: Umieram pod ciosami bólu, ja nazwany jestem zbrodniarzem za twoją winę, ja ponoszę karę za śmierć twoją! O przedziwne warunki sądu, o niewypowiedziane uporządkowanie tajemnicy! Grzeszy niegodziwiec, a karę ponosi sprawiedliwy, winny jest zbrodniarz, a bije się niewinnego, obraża bezbożnik, a karzą pobożnego, na co zły zasłużył, za to cierpi dobry, co jest winien niewolnik, spłaca Pan, za grzech człowieka. Bóg umiera na krzyżu!

Wejdźmy, w myśl Kościoła św., rozmyślajmy pilnie drogę krzyża i boleści Boskiego Zbawcy. Wejdźmy mężnie na drogę krzyża, nie lękajmy się cierpieć, gdzie jest pewność zapłaty, nie bójmy się śmierci, w której odbieramy podwojone życie łaski i chwały. Niech nie spocznie stopa, póki nie dosięgnie Golgoty i póki nie dokona całkowitej ofiary z Chrystusem, Miłością naszą. "Nam bowiem chlubić się trzeba w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa". Amen.