Przeskocz do treści

Sługa Boży o. Anzelm Gądek za swego życia otaczany był przez swoich współbraci i siostry w Karmelu wielkim szacunkiem. Wdzięczność za przykład jego wiernego karmelitańskiego życia, dzieła podjęte dla dobra wspólnego i ofiarną posługę wyższego przełożonego, najczęściej wyrażano przy okazji jego imienin, urodzin, jubileuszy kapłaństwa i ślubów zakonnych. Uroczystości te wyzwalały potrzebę wyrażenia uczuć wdzięczności w różnych formach, m. in. w malarstwie, w poezji i muzyce. I w taki sposób powstawały na jego temat alegoryczne obrazy, okolicznościowe inscenizacje, wiersze i piosenki.

Również po śmierci o. Anzelma owa amatorska twórczość nie ustała, ale żyje, zwłaszcza we wspólnotach duchowych córek Sługi Bożego, wdzięczna pamięć. Nadal powstają np. utwory poetyckie inspirowane jego osobą i jego nauczaniem wypływającym z doświadczenia duchowego. Wiele takich tekstów Sługi Bożego, szczególnie o Dzieciątku Jezus, o dziecięctwie Bożym i innych tajemnicach wiary, zostało poddanych adaptacji, dostosowano lub skomponowano do nich melodie. Ważniejsze z nich zostały zamieszczone w śpiewniku zgromadzenia sióstr karmelitanek Dzieciątka Jezus Florete flores? (Marki 2015), inne prezentujemy na niniejszej stronie internetowej. Niech te utwory zachęcą innych do próby sił i talentów inspirowanych duchowością Sługi Bożego.

"Ojcze Anzelmie"

Muzyka

Ojcze Anzelmie

Nuty i tekst

Ojcze Anzelmie

"Szczęśliwy, czcigodny Nasz Ojcze"

Szczęśliwy, czcigodny Nasz Ojcze

"W Trójcy Przenajświętszej Boże"

W Trójcy Przenajświętszej Boże

"Zostawiłeś nam, Nasz Ojcze"

Zostawiłeś nam, Nasz Ojcze

"Boskiego Dzieciątka Czcicielu"

Boskiego Dzieciątka Czcicielu

"Maciuś"

Maciuś

24 II 2019_(Ks bp Jan Zając_Kazanie pdf)

Drogie Siostry, Drodzy Bracia!

Jakże w szczęśliwym miejscu jesteśmy! Oto tutaj rozpoczęły się drogi ku świętości zarówno młodego kapłana, Karola Wojtyły, jak i w pobliskich Marszowicach rozpoczęła się droga do świętości ojca Anzelma Gądka. Jesteśmy również i my w tym miejscu, aby najpierw popatrzeć i rozważyć naszą drogę ku świętości. Skłania nas do tego dzisiejsza liturgia. Oto jesteśmy na Eucharystii, spotykamy żywego Chrystusa, otrzymujemy Ducha Świętego, który uzdrawia głębię ludzkiego serca. Pragniemy wszyscy czerpać ze źródła Bożej Miłości i Bożego Miłosierdzia tutaj, z tego ołtarza, który jest ołtarzem Eucharystii, ołtarzem ofiary i uczty.

Oto sam Chrystus Pan w tym szczególnym miejscu wprowadza nas w kolejny etap naszej drogi do świętości. A droga to trudna, bo gdy słyszymy słowa Pańskie z dzisiejszej Ewangelii (Łk 6, 27-38), to wydaje się nam, że Jego zalecenia i nakazy idą niejako w poprzek zdrowemu, ludzkiemu sposobowi postępowania. Zdają się jakby nawet lekceważyć zasady roztropności. Mamy bowiem nadstawić drugi policzek, gdy nas biją, pobłażać złodziejom, zgadzać się na rozbój w biały dzień. Ale wiemy dobrze, że nie o to chodzi, gdyż Pan Jezus mówił językiem starożytnego Wschodu, pełnym obrazów i porównań. To prawda, że nie trzeba brać ich dosłownie, ale jak najdostojniej trzeba nam wypełniać najtrudniejsze Jego przykazanie w tych obrazach zawarte: ?Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem? (J 13, 34). Lecz my, przyznajmy się szczerze, uczniowie i uczennice Chrystusa, mamy wielką skłonność, aby postępować jak grzesznicy i poganie, lub jak ci, którzy żyją z daleka od Chrystusa i Ewangelii, którzy miłują tylko tych, co nas miłują i dobrze czynią tym, którzy nam dobrze czynią (por. Łk 6, 32 nn). Tymczasem miłość nie szuka swego ? jak mówi Pismo święte ? mamy kochać, niczego się za to nie spodziewając, gdyż jednego tylko mamy się spodziewać, a nawet być pewnymi, że miłość daje udział w życiu Najwyższego Pana i miłowania Boga samego. Nie miłujemy dla nagrody w niebie, nie miłujemy ze względu na Pana Boga, lecz kochamy człowieka jako człowieka, dla niego samego. Ale wówczas, gdy kochamy w człowieku tylko człowieka, spotykamy w nim Jezusa. Spełniają się wtedy słowa Pana z sądu ostatecznego: byłem głodny, chory, w więzieniu, a przyszliście do Mnie, nakarmiliście Mnie; i cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili (por. Mt 25, 35 nn).

Dlatego jesteśmy podobni do Jezusa, stajemy przed Jezusem i kochamy drugiego człowieka tak, jak dzisiaj uczył nas św. Paweł Apostoł: ?Jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy obraz człowieka niebieskiego? (1 Kor 15, 49), to jest Jezusa. Dlatego przez wiarę, nadzieję i miłość upodabniamy się do Chrystusa Zmartwychwstałego. Aby upodobnić się do Niego trzeba cały swój naturalny porządek rzeczy przewrócić, trzeba się nawrócić, powstać i postawić Jezusa w centrum swego życia. Próbować kochać ludzi tak jak On, który ukochał nas na wieki. Trzeba stać się dobrym uczniem Pana Jezusa, być dobrym chrześcijaninem, człowiekiem Chrystusa.

Siostry i Bracia, wierzymy, że ci którzy uczestniczą w Eucharystii, czerpią Bożą miłość i miłosierdzie i upodabniają się do Chrystusa. Możemy być równocześnie pewni, że wówczas otrzymujemy także Boże przebaczenie. Otrzymując jednak miłosierdzie, stajemy się tymi, którzy mają to miłosierdzie przekazywać również innym. Miłosierdzie to ma angażować całą osobę, dlatego Ewangelia mówi o miłowaniu, czynieniu dobra, błogosławieniu i modlitwie za prześladowców. Nie chodzi tu o jakieś zewnętrzne działania, ale o rzetelną postawę miłości, która z nieprzyjaciela czyni naszego brata. Jakże to trudne ? aby chrześcijanin uczynił ze swego życia dar dla drugiej osoby, ktokolwiek i kimkolwiek ta osoba by była.

Sytuację taką, wzór miłosierdzia, widzimy w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Samuela (por. 26, 2.7-9.12-13.22-23), w której Dawid przebacza swemu prześladowcy Saulowi. Dzida, wykradziona przez Dawida Saulowi, posiada jakieś symboliczne znaczenie, gdyż tą bronią Saul dwa razy próbował zabić Dawida. Przemocy Saula ? prześladowcy ? zostało przeciwstawione miłosierdzie Dawida. Słyszeliśmy to również dziś w Ewangelii: ?Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny? (Łk 6, 36). Oto droga do świętości! Bóg jest dobry także dla złych. Zwraca nam na to uwagę sam Jezus, mówiąc, że jesteśmy synami Najwyższego, gdy próbujemy iść tą samą drogą, co On. Jego dobroć nie oznacza lekceważenia zła i grzechu, gdyż miłosierdzie nie unieważnia sprawiedliwości. Przebaczenie nie oznacza tolerancji dla zła, ale jest sposobem jego pokonania. Ażeby odpowiedzieć dobrem na zło, trzeba mieć ogromną moc. Człowiek nie ma w sobie takich duchowych zasobów, lecz do takiej miłości musi czerpać moc od samego Boga. Tylko z Bogiem wszystko jest możliwe.

Dlatego dzisiaj, gdy patrzymy na naszą drogę ku świętości, w tym szczególnym miejscu, trzeba nam na nowo wołać ?Stwórz, o Boże we mnie serce czyste? (Ps 51, 12), naucz mnie miłować każdego człowieka, bo to jest Twoje Chryste wezwanie, tą drogą mogę dojść do chwały nieba. Oto przesłanie dzisiejszej Liturgii Eucharystycznej skierowane do każdego z nas. Czerpmy zatem z tej mocy, która płynie z tego ołtarza.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dzisiaj dziękuję również Bogu za wskazanie drogi do świętości w życiu i posłannictwie Sługi Bożego o. Anzelma Gądka. Uwielbiamy Chrystusa Pana za wskazanie drogi do doskonałości tutejszemu Rodakowi, który z Marszowic ruszył na szlak prowadzący drogami z tej ziemi do chwały nieba. Sługa Boży rozpoznał ewangeliczną drogę do Chrystusa, obecnego w drugim człowieku, drogę dziecięctwa Bożego, którą zamienił na swoją życiową drogę do świętości. Drogę tę wskazał i nadal wskazuje, nie tylko swoim córkom duchowym, siostrom karmelitankom Dzieciątka Jezus, ale również nam wszystkim, gdyż jak pisał: ?droga dziecięctwa na pozór najłatwiejsza, w rzeczywistości jest ciasną i wąską bramą ewangeliczną, prowadzącą do Królestwa. Wymagającą z jednej strony całkowitego zaparcia się siebie, a z drugiej strony, ta ?mała droga? ma w sobie tyle wdzięku, tyle delikatności, że zachwyca maluczkich, ludzi słabych, (?) a zakryta jest przed mądrymi i roztropnymi? (por. Traktat o dziecięctwie duchowym, s. 15).

Sługa Boży o. Anzelm ukazuje nam głębię tej drogi tłumacząc, że ?dziecięctwo jest mocą nie słabością, jest objawieniem obecności w duszach Ojca, Syna i Ducha Świętego i działaniem samej Trójcy Przenajświętszej. Sam Duch Święty jest sprawcą dziecięctwa. Dziecię Boże, Słowo, które stało się ciałem, to tajemnica miłości Boga, to klucz do wszystkich tajemnic? (zob. Traktat?, s. 149, 157).

Jakże nie uwielbiać Boga wobec tej, jakże pięknej Jego tajemnicy miłości. Dlatego też Sługa Boży objaśnia nam wszystkim, że w dziecięctwo wchodząc, ?wcielacie się w Mistyczne Ciało Chrystusa, jednoczycie się z Jezusem, a On łączy się i jednoczy z wami. Jesteście dziećmi Kościoła i dla Kościoła. Dziećmi Bożymi dla chwały Ojca w zjednoczeniu z Jego Boskim Synem w modlitwie, w pracy i w ofierze z siebie. Waszym życiem zdajecie egzamin, że dajecie chwałę Bogu, sobie zapewniacie uświęcenie, a braciom zbawienie. Żyje w ten sposób w was Jezus, dalszym ciągiem Wcielenia, dziecięctwa, swojej modlitwy i apostolstwa, swojej ofiary zbawczej. Wasze zadanie to współpraca z Kościołem dla członków Mistycznego Ciała Chrystusa? (zob. Konferencja Żłóbek, Krzyż, Hostia).

W jakże prostych słowach, a jakże głębokich zwraca się dziś do nas Sługa Boży o. Anzelm, który kiedyś przekazał to orędzie siostrom, a dziś przekazuje je naszym sercom, zachęcając: ?W Bogu, a zwłaszcza w Bogu-Dzieciątku, tak przystępnym naszej naturze i jej potrzebom, znajdziesz wszystko, czego pragnie dusza Twoja. Chcesz wiedzy ? wiara Cię uczy, że On jest światłem, chcesz mocy ? jedno Jego słowo jest czynem, chcesz radości ? On jest weselem, chcesz lekarstwa ? On jest lekarstwem, chcesz miłości ? On jest Ojcem i Matką, i Bratem, i Oblubieńcem. Bóg mój ? wszystko moje, bo przecież dla nas jest taki nieskończenie dobry, miłosierny, hojny. Prócz skarbów swoich, które my tak nazywamy, On daje zawsze Siebie, a my więcej zwracamy uwagę na dar niż na Dawcę. Więc bierz zawsze Jego całego, bo On się nie dzieli, a Ty także nie dziel się na grosze, lecz dawaj zawsze całą siebie? (zob. Król mojej duszy, s. 151).

Patrząc na drogę ku świętości Sługi Bożego o. Anzelma i świętego wikarego z Niegowici, Jana Pawła II, zwracamy się do Matki Najświętszej tak, jak czynili to i Sługa Boży i święty Papież z wielkim wołaniem:

"Przebojem idę po ziemskim padole,
Blaskiem Twej tarczy walczę osłoniony;
Niemowlę jeszcze w Mojej Pani szkole
Często przystaję ? i wzrok mój zamglony
Oczyszczam wodą w niebieskiej zatoce,
Czystej jak kryształ, jak krople w roztoce.
Posilon znowu stawiam dalsze kroki
W świecie pomroki;
I aczem statek bardzo chwiejny, kruchy
Nie brak otuchy.
Imam się pracy, pot się z czoła leje.
A gdy się czasem wśród trwogi zachwieję,
Śpieszę do portu, tu mię miłość zrani,
U stóp mej Pani!?
(br. Anzelm, U stóp mej Pani, 1903)

Niech to będzie również naszą modlitwą w czasie tej Eucharystii i na kolejnym etapie naszej drogi do nieba, drogi świętości. Amen.


 

Opis spotkań o. Założyciela z siostrami łódzkiej wspólnoty przy ul. Złocieniowej.

Z 15 stycznia 1961.

Niedzieli oczekujemy z wielu przyczyn, a najważniejsza ta, że tego dnia Najdroższy Nasz Ojciec Założyciel celebruje Mszę św. i ma kazania, które są tak piękne, że żałujemy, że nie mamy magnetofonu, by je uwiecznić na taśmie dla tych, co nie będą znać Naszego Ojca, ani go słyszeć. Jak jesteśmy szczęśliwe, że możemy obcować i słuchać tego, co dał "życie" Karmelowi Dzieciątka Jezus.(...)

Z 2 lutego 1961.               

Najprzewielebniejszy Nasz Ojciec bardzo zapracowany, bez wytchnienia pracuje dla Dzieciątka Jezus i Jego dzieci, stale coś pisze. Dziś przy święcie Matki Bożej Gromnicznej ma u nas Msze św. z kazaniem. Do południa miło spędzamy czas z Naszym Drogim Ojcem, dzieląc się wspomnieniami dni minionych. Zadajemy Naszemu Ojcu różne pytania na temat jego życia prywatnego, o czym nam mówi z prostotą i ujmującą szczerością. Nasz Kochany Ojciec bardzo lubi porządek, jest systematyczny, dokładny, wszystko musi mieć swoje miejsce i czas. (...)

Z 12 listopada 1961.

Niedziela. Cieszyłyśmy się obecnością Najdroższego Naszego O. Założyciela, który odprawił Mszę św. Kazanie dzisiejsze było zwrócone szczególnie do naszych ministrantów, których jest liczna gromadka. Tematem kazania była jutrzejsza uroczystość św. Stanisława Kostki. W kazaniu Nasz Ojciec przedstawił krótki żywot świętego, jego cześć za granicą, szczególnie w Rzymie, opowiedział o sarkofagu i kaplicy św. Stanisława. Wszystko to, Nasz Ojciec widział na własne oczy. Na zakończenie kazania była dobra zachęta do naśladowania cnót Świętego, szczególnie cnoty niewinności, nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu i Matki Bożej, którymi to cnotami jaśniała dusza naszego świętego Młodzieniaszka. (...)

Z 14 czerwca 1964.

Rekolekcje Najdroższego Naszego Ojca, które odprawił sam, osobiście w domu przy ul. Złocieniowej.
Dnia 14 czerwca tj. w niedzielę przyjechał N. Nasz Ojciec na Złocieniową, by w naszej kaplicy odprawić niedzielną Mszę św. Tym razem N. Nasz Ojciec przyjechał z małą walizką przewidując dłuższy pobyt w naszym domu. Msza św. została odprawiona o 915 jak w każdą niedzielę, w czasie której Celebrans wygłosił kazanie objaśniając bardzo ładnie i przystępnie wyjątki z Pisma św. przypadające na dzisiejszą niedzielę.
Po Mszy św. Nasz Ojciec zjadł skromne śniadanie, po czym udał się do szpitala odwiedzić chorą s. Teklę. Pojechał Nasz Ojciec w towarzystwie s. Alojzy i s. Floriany. Nasza S. Tekla niezmiernie ucieszona takimi odwiedzinami lepiej poczuła się na zdrowiu. Wracając ze szpitala N. Nasz Ojciec nie wrócił już do swego klasztoru, lecz przyjechał razem z siostrami do nas na obiad. Bardzo mile odbyła się rekreacja z N. Naszym Ojcem, tak po obiedzie, jak też i po kolacji. N. Nasz Ojciec był wesoły i swobodny w ten ostatni dzień poprzedzający wielkie milczenie 8-dniowe. Słuchał naszych wypowiedzi, opowiadań s. Floriany i innych sióstr, nawet śpiewał z nami. Nasz Ojciec opowiadał wspomnienia z dzieciństwa, z czasów przeoratu, m.in. jak pięknie urządził park w klasztorze we Włoszech. A więc cały ten park klasztorny miał wygląd kościoła, odpowiednio ustawione drzewka tworzyły fasadę, nawy boczne, nawę główną, w prezbiterium stał św. Józef. Każdy, kto wchodził do tego parku, wyobrażał sobie, że wchodzi do kościoła. Jeszcze wiele innych wspomnień mile słuchałyśmy aż do dzwonka na ostatni wieczorny pacierz.

Z 15 czerwca 1964.

Poniedziałek. Nasz Ojciec Założyciel wstał rano, wcześniej od wszystkich sióstr, które w wakacje śpią do 540. O godz. 5-tej już Nasz Ojciec był u Pana Jezusa w kaplicy na świętej audiencji, która trwała całą godzinę. N. Nasz Ojciec wstaje o godz. 440, od 5-6 rozmyśla w chórze, o 6-stej, gdy my rozpoczniemy pacierze chórowe wraca do swego pokoiku i tu przygotowuje się do Mszy świętej.
Msze św. w wakacje odprawia się w dzień powszedni o godz. 7. Po Mszy św. N. Nasz Ojciec długą chwilę poświęca na dziękczynienie. Następnie śniadanie. O godz. 9 już widziałyśmy Naszego Ojca w chórze odmawiającego brewiarz. O godz. 12-tej obiad i godzina popołudniowego odpoczynku, po czym dalszy ciąg ćwiczeń rekolekcyjnych. O 16-tej podwieczorek, o 1830 ,kolacja, spacer po ogrodzie. O godz. 20-tej Nasz Ojciec jeszcze modlił się w chórze, o 21-szej idzie na spoczynek.
Obserwując N. Naszego Ojca, który w lutym br. ukończył 80 lat, zauważyłam, z jak wielką wiernością odprawia swe rekolekcje. Okazywał przy przypadkowym spotkaniu swoją serdeczność, błogosławił, krzyżyk dał na czoło,  wszystko to czynił w pełnym wdzięku milczeniu.

Z 20 czerwca 1964

Szósty dzień rekolekcji. Po raz pierwszy w tym dniu zobaczyłyśmy N. Naszego Ojca w zakrystii przed 7-mą rano, gdy ubierał się do Mszy św. W czasie Mszy św. Nasz Ojciec śpiewał, była bowiem śpiewana Msza św. Gaudens gaudebo, siostry również śpiewały.(...) Rozlewna dobroć N. Naszego Ojca promieniuje na nas wszystkich, jest on zawsze uprzejmy i cierpliwy, nie zraża się naszym natręctwem, nigdy nie przejdzie obojętnie, błogosławi, ilekroć go przy spotkaniu o to prosimy. Zawsze jest pogodny, chociaż zmęczony. (...)

Z 23 czerwca 1964

Dziś wczesnym rankiem spadł z nieba bardzo ulewny deszcz, niby symbol obfitości łask, jakie spłynęły z nieba na duszę Naszego Ojca w ciągu tych wielkich rekolekcji. (...) Wierny zawsze Prawu Bożemu i zakonnemu, 80-letni zakonnik, z całą starannością odprawił roczne rekolekcje przepisane przez św. Konstytucje pozostawiając nam wzór i przykład godny naśladowania. (...)

Przeprowadzony przez o. Otto od Aniołów OCD (Jakub Filek),
w dniu pogrzebu o. Anzelma Gądka OCD, Łódź, 18 października 1969 r. (fragm.)

Proszę podzielić się z nami wspomnieniami z pobytu w Kolegium Międzynarodowym, gdzie Ojciec Wielebny za czasów rektoratu o. Anzelma był profesorem. Mniej więcej, jak się przedstawiał o. Anzelm jako człowiek, jako zakonnik, jako przełożony. Jaka była jego postawa względem profesorów i studentów, co głosił w naukach duchowych i co Ojciec uzna za godne uwagi.

(...) Nasz o. Anzelm był naprawdę człowiekiem wyjątkowym. Jego głęboka inteligencja i jego sposób patrzenia na życie był naprawdę niezwykły. Jako człowiek przede wszystkim był lubiany. (...) Jako człowiek miał w sobie coś, co pociągało ku sobie. Nawet często chodziłem z nim na przechadzkę i tam spotykaliśmy nawet dzieci i jakoś dzieci lgnęły do niego. On umiał jakoś przemówić do tych włoskich dzieci nawet, które były tak bardzo roztrzepane, żywe, naturalnie nie złe, ale dobre i czułe na każdy odgłos ojcowski, i on właśnie to pokazywał i świeckim, i obcym, a szczególnie już nam w domu. Jako człowiek, jako zakonnik to naprawdę był bez skazy. Lubił życie zakonne, sam je praktykował i uczył nas jako studentów, jako profesorów też żyć tym pełnym życiem zakonnym. Był tym przełożonym, który naprawdę nie działał w ten sposób, żeby to jarzmo, które każdy zakonnik przyjął na siebie, stawało mu się cięższym, tylko raczej starał się ulżyć w dźwiganiu tego jarzma.

Tu właśnie zahaczamy o ten punkt jako przełożony. Jako przełożony naprawdę był ojcem. Nieraz na kapitułach, naprawdę jak ktoś zasłużył, to bardzo ostro występował, ale zawsze później starał się pocieszać i zachęcać. Nigdy nie działał w sposób, żeby kogoś przygnębić, ale raczej żeby wpłynąć na niego, żeby się podźwignął i starał się z większą gorliwością spełniać swoje obowiązki. (...)

Jako rektor starał się bardzo o wysoki poziom studiów. Nie zaniechał niczego, żeby zachęcić tak studentów do uczenia się, jak i profesorów do nauczania. (...) To jego podejście do tych studiów wyrobiło mu naprawdę opinię jako człowieka-pedagoga, wielkiego pedagoga. Nawet wśród świeckich ludzi, a najbardziej wśród profesorów innych Zakonów miał wielkie poszanowanie. Sam fakt, że Ojciec Święty mianował go swoim delegatem w wizytacji seminariów biskupich w Polsce i później w Rzymie, świadczy o tym, jak on wysoko był ceniony przez samego Papieża. (...)

Jakie poglądy, doktrynę reprezentował Ojciec Anzelm w swoich naukach duchowych?

(...) Nasz Ojciec Anzelm w tych naukach duchownych co tydzień, w piątki, miał przemówienie do nas wszystkich w języku łacińskim i to w języku naprawdę eleganckim, można powiedzieć. Nie mówię całkiem klasycznym, cyceriańskim, ale łacina jego bardzo była wyraźna i przemawiająca do umysłu i do serca. Tak, że wszyscy bardzo podziwiali jego nauki. Najbardziej zdaje mi się był zamiłowany w listach św. Pawła i właśnie z tych listów najczęściej cytował nam i starał się wykazać tę naukę chrześcijańską jako chrystocentryczną. Chrystus jako centrum, do którego mamy dążyć, którego mamy naśladować. Często widziałem na rozmyślaniu miał przed sobą otwartą Biblię w miejscu, gdzie są listy św. Pawła, wczytywał się w to i naturalnie żył tym i to, czym żył, to nam też udzielał. Myślę, że wszystkie jego nauki były spisane i może są jeszcze w manuskryptach. To byłoby wielkiej wagi, żeby udało się właśnie te wszystkie jego nauki wydać nawet drukiem dla potomności, bo naprawdę swoją głębokością, swoim ujęciem zasługiwałyby na to.

To, co mówię, nie mówię tylko od siebie, on był moim przełożonym bodajże przez 20 lat, zawsze go szanowałem i kochałem, bo naprawdę miał to podejście ojcowskie, nawet jak człowiek, czasem przez słabość, czy zapomnienie coś niestosownego zrobił, to jednak tak poradził, tak potrafił pokierować, że człowiek sam musiał uznać swoją wadę, swoją winę, upokorzyć się i on wtedy widząc te pokorę starał się podnieść człowieka na duchu, starał się przemówić do człowieka, żeby nie wpatrywał się w swoją słabość, tylko z tej swojej słabości wzniósł swoją myśl ku Bogu i prosił o pomoc, aby stawać się coraz lepszym i to naprawdę było bardzo zachęcające. Chcę podkreślić to, co mi mówił tylko od siebie, bo słyszałem, gdziekolwiek on był, czy wizytatorem w Belgii, czy w innych krajach, to wszyscy zawsze pisali później i chwalili te jego ojcowskie podejście, ten jego sposób wyrażania się po łacinie; tak, że każdemu zdawało się, że on przemawia w ich własnym języku i do ich serca.

A jakie miejsce w jego nauce duchowej miało nabożeństwo do Dzieciątka Jezus?

Jak przychodziło Boże Narodzenie, naprawdę widać w nim było jakąś atmosferę dziecka, rozczulał się, jak była przy tym kapituła, to zdawało się, że nie jest to tylko po to, żeby kogoś zganić, tylko żeby zachęcić. Była wprost naprawdę ta czułość i ta jakby dziecięca radość. Na Boże Narodzenie starał się wszelkimi sposobami ten okres urozmaicić, czy to nawet podarkami, zawsze starał się żeby było drzewko, choinka, żeby każdy był zadowolony. Sam pracowałem nad tym, żeby żłóbek był w postaci groty, nie w postaci szopki, jak to w naszym kraju, tylko tak po rzymsku, grotę się robiło, specjalne światło. Nie żałował na to.

W okresie Bożego Narodzenia te kolędy, jak chodziliśmy z Dzieciątkiem Jezus z refektarza, czy do refektarza na rekreację, to on zawsze pierwszy wyśpiewywał te kolędy, które kantorzy zaintonowali. Naprawdę było w nim widać całe rozpromienienie, całą radość tego święta. W swoich naukach, począwszy od Adwentu, zawsze nas przygotowywał to tego przyjścia Zbawiciela, zawsze powtarzał, że to Boże Narodzenie dla nas nie powinno być tylko pamiątką historyczną jakiegoś dnia, ale to ma być przeżycie w naszym sercu, żebyśmy przygotowali nasze serca do narodzin Dzieciątka Jezus w naszym własnym sercu. Betlejem, mówił to są nasze serca. Dziś Chrystus tak samo jak kiedyś w Betlejem realnie się urodził, tam samo winien rodzić się w naszym sercu i powinniśmy zawsze [to] ponawiać, by ciągle mieć Dzieciątko Jezus w naszych sercach. Naturalnie, że on to mówił językiem tak czułym i tak przekonywującym, że dzisiaj będzie trudno oddać to wszystko, ale jeszcze czuję to, jakbym dzisiaj słyszał jeszcze ten jego głos w okresie Bożego Narodzenia. Okres Bożego Narodzenia w Kolegium, mimo tylu narodowości, tylu charakterów nie tylko indywidualnych, ale też nacjonalnych, to jednak w tym dniu dzięki naszemu o. Anzelmowi czuliśmy się naprawdę związani jakby w jednej rodzinie. (...)