Przeskocz do treści

17 maja 2025 r. mija dokładnie 100 lat od kanonizacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza (1873-1897), francuskiej karmelitanki, najmłodszej wśród Doktorów Kościoła. Świadkiem tamtych wielkich wydarzeń w Rzymie sprzed 100 laty był polski karmelita bosy, Sługa Boży o. Anzelm od św. Andrzeja Corsini, (Maciej Gądek, 1884-1969).

Siostra Teresa Martin z Lisieux była i jest szeroko znana i czczona w całym Kościele i świecie. Także w naszym kraju, po tym jak pięć lat po jej śmierci opublikowano „Dzieje duszy”, cieszyła się entuzjastycznym kultem wiernych, dlatego też Polskę nazwano jej drugą ojczyzną. Zarówno beatyfikacji (29 IV 1923), jak i dwa lata później kanonizacji, dokonał papież Pius XI (Achille Ratti), który nazywał św. Teresę „Gwiazdą” swego pontyfikatu. Ponadto, w 1927 r. ogłosił ją patronką misji katolickich. W 100-lecie swej śmierci została ogłoszona doktorem Kościoła, przez św. Jana Pawła II.

Sługa Boży o. Anzelm Gądek od początku swego życia zakonnego, od nowicjatu w Czernej (1902) czuł się duchowym bratem Teresy. Czytał jej autobiografię w języku polskim i postanowił, tak jak ona, zdecydowanie dążyć do świętości. Po jej beatyfikacji, jako prowincjał polskiej prowincji Karmelu, w 1923 r. zorganizował w kościołach Ojców i mniszek tridua i głosił kazania ku jej czci. W kwietniu 1925 r. wyjechał do Rzymu na kapitułę generalną swego Zakonu. Podczas kapituły został wybrany członkiem Komisji do renowacji Konstytucji i z tego powodu musiał pozostać kilka miesięcy dłużej. Wydarzeniem, które wywarło wielki wpływ na dalsze życie duchowe o. Anzelma była kanonizacja św. Teresy od Dzieciątka Jezus w bazylice św. Piotra. Jej „mała droga” dziecięctwa duchowego była drogą także jego osobistej duchowości oraz Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus, które założył (1921) w Sosnowcu, przy udziale Czcigodnej Sługi Bożej m. Teresy Kierocińskiej (1885-1946).

Wpływ kanonizacji św. Teresy z Lisieux na duchowość Zgromadzenia

17 maja 1925 r. z wielkim wewnętrznym zaangażowaniem uczestniczył w tej niezwykłej uroczystości i potem dawał świadectwo o swoich głębokich przeżyciach w korespondencji przede wszystkim do współzałożycielki, Matki Teresy od św. Józefa i sióstr w Sosnowcu. W liście skierowanym do swych córek duchowych podał nie tylko opis zewnętrznego splendoru wzniosłej ceremonii, ale także wyraził swoje głębokie przeżycia duchowe i porywy duszy ku świętości. Zachęcał więc siostry do odważnego wejścia na „małą drogę” św. Teresy i do naśladowania jej w ofiarnej miłości. Pragnął, by kanonizacja Teresy stała się mocnym impulsem rozwoju Zgromadzenia i zachętą do osobistej świętości w całym polskim Karmelu.

List o. Anzelma do m. Teresy Kierocińskiej i sióstr w Sosnowcu

J +M

Pax Christi

Rzym, 22 V 1925.

Drogie moje Siostry i Dzieci!

Pan Jezus chciał, żebym został na jakiś czas w Rzymie dla prac dla dobra naszego całego Zakonu. Będę tu mniej więcej do Bożego Narodzenia, lecz być może, że jeśli ukończymy powierzoną nam przez Kapitułę Generalną pracę, wrócę wcześniej. Nie martwcie się tem, bo wola Boża jest zawsze na pierwszem miejscu. Bądźcie mocne, naprawdę mocne, jako przystało tym, które służą Panu Jezusowi nie dla ziemskiej zapłaty i pociechy, ale z miłości Jego krzyża i cierpienia. Zawsze Was Panu Jezusowi oddaję, przy każdej Mszy św., gdy podnoszę świętą hostyję i kielich proszę Pana za Wami wszystkiemi, aby Wam błogosławił i świętemi uczynił.

Ciekawe zapewne jesteście, jak Kanonizacja się odbyła. Trzeba by księgę o tem napisać, ja tylko krótko opiszę. O godz. 8 rano wyruszyła procesja z Watykanu do Bazyliki. W procesyi tej brało udział samo tylko duchowieństwo. Procesyę otwierali Karmelici bosi, może przeszło 100 Ojców w białych płaszczach – śpiewając hymny i psalmy. Za niemi wszystkie zakony, Kongregacyje, Kanonicy ze swojemi sztandarami na czele. Za wszystkimi tymi procesyami szli znowu nasi ojcowie z pochodniami płonącemi niosąc sztandar świętej Tereni. Ojcowie, którzy szli na czele procesyi już byli na trybunie koło konfesyi – mogli więc oglądać całą procesyę.

Kiedy się sztandar Tereni okazał burza oklasków zerwała się w kościele, i w miarę jak się Terenia posuwała, oklaski się wzmagały. Bazylika nabita pielgrzymami, około 40 tysięcy ludzi, bo więcej nie puszczono. Potem postępowali biskupi, około 300, Kardynałowie około 36, wreszcie wspaniała gwardya dei nobili, a potem Ojciec Święty w całym przepychu. Trudno się było opanować. Okrzyki, klaskanie powiewanie chustkami, prawdziwy wjazd tryumfalny. Czuło się, że ten Staruszek ma moc Boską. Półtorej godziny trwała ta procesya.

Zaczęły się ceremonie, prośba o kanonizacyę trzykrotna, usilnie, usilniej, najusilniej, litanie do Wszystkich świętych, Veni Creator – po czym Ojciec Święty stojąc, ogłosił światu całemu, że odtąd błogosławiona Terenia jest policzona między świętych i ma być wzywana od całego Kościoła! Głosząc, używał Ojciec Święty przyrządu, tak zwanego megafonu, tak że głos jego słyszany był w całej bazylice. Kiedy Ojciec Święty skończył – burza oklasków zabrzmiała w całym Kościele, a potem Te Deum z całych piersi śpiewał cały Kościół – jeden wiersz chór watykański, drugi Kapłani i lud. Zaczęła się Msza św., w czasie której podczas ofiarowania składano Ojcu Świętemu dary – świece, baryłkę wina, chleby, i trzy klatki z ptaszkami – gołąbki, kanarki i... wróble (prawdziwe polskie wróble, które ćwierkały, jak w Polsce – cierp, cierp).

Ojciec Święty miał kazanie – i rzecz dziwna jeśli nie cudowna, kiedy skończył kazanie, ze stropów bazyliki od kandelabrów zawieszonych urwały się róże, niczyją nie spuszczone ręką i padły w stronę Ojca Świętego. Terenia dziękowała Ojcu Świętemu. Komunię Ojciec Święty przyjmował na tronie a Krew Najświętszą pił z kielicha rurką, a z taką pokorą to czynił, że łzy się cisnęły do oczu. W czasie podniesienia kiedy cały Kościół był na kolanach – zagrały z Kopuły św. Piotra hejnał cudowny srebrne trąbki. Wprost porywające to wszystko i wzruszające. Kończyła się ceremonia o godzinie 2giej, po czem w tym samym porządku przy odgłosie trąb odprowadzano Ojca Świętego do Watykanu.

Wieczorem od 8 – 12 wspaniała iluminacja bazyliki całej wraz z kopułą. Widok, jakiego nigdy i nigdzie nie widziałem. Cała bazylika w jednym płonącym – żywym ogniu lamp, pochodni – lampek. 300.000 ludzi asystowało temu widokowi, a na wszystkich dachach stali ludzie.

Cześć św. Tereni! Kochajcie ją bardzo. Bądźcie dziećmi jak ona, bo naprawdę opłaci się cierpieć dla Boga i być świętą.

Pozdrawia Was i błogosławi

Wasz ojciec i brat fr. Anzelm

W innym liście do Sosnowca znów przypominał siostrom o słowach Patronki i zachęcał do naśladowania jej cnót:

„Jej hasło jest jakby godłem waszego Zgromadzenia: ‘niebem waszym ma być – czynić dobrze na ziemi’, na wzór tego Dzieciątka, nie lękając się żadnej ofiary, żadnej trudności, bo mocniejsze będziecie w krzyżach i trudnościach, aniżeli we wszystkich wygodach” (List do sióstr w Sosnowcu, Rzym, XII 1925).

Pragnienie świętości

W jego korespondencji także do wspólnot karmelitanek bosych w Polsce, znajdujemy słowa zachęty do zdobywania świętości, jak w liście do mniszek we Lwowie:

„Matko Droga, ja tak często myślę, czemu my nie mamy w polskim Karmelu świętych, nie mówię tych świętych u Boga, ale i tych na kandelabrze postawionych? Zdaje się, że nie umiemy tak blisko, szczerze, serdecznie z Bogiem obcować, jak należy. Uważamy Go zanadto za coś niedostępnego dla nas – a przecież w Nim jesteśmy, ruszamy się i żyjemy. Wyrabiajmy w sobie tę szczerość dzieci Bożych. […] Że zaś w Waszym zgromadzeniu widziałem tę szczerość, przeto mam nadzieję, że z tego Waszego grona musi być święta. Niech Was Pan Jezus wszystkie świętymi uczyni, ale prosić będę, żeby choć jedna stanęła na ołtarzu, żeby Polska nie była zapomniana w Karmelu. Wszystkim życzę obfitych łask Ducha Świętego do tejże świętości i dobrej szczerej woli, która wydobywa siłę z duszy i wszystkie jej władze kieruje ku Bogu. Za rzymskiego poganina Anzelma czasem Pana Jezusa poproście, żeby się też dał ochrzcić w wodach Boskiego miłosierdzia i dobroci” (List do m. Teresy Małgorzaty Siemieńskiej OCD, Rzym, Rok Święty 1925).

Dziecięctwo Jezusa wzorem do naśladowania

Nawet po trzydziestu latach i później, Sługa Boży, dojrzały w swoim życiu kontemplacyjnym, zachęcał swe duchowe dzieci do upodobnienia się do Chrystusa, który w całym swoim życiu, od żłóbka aż po krzyż, wyrażał swoją miłość do Ojca. W tej wewnętrznej postawie synostwa uczy nas wszystkich prawdziwego dziecięctwa. W licznych konferencjach i w korespondencji o. Anzelm pisał:

Drogie Dziecko, Łaska dziecięctwa Bożego niech będzie zawsze z Tobą!

Cóż ci napisać mogę lepiej czy więcej, tylko to, byś chodziła godnie w tym powołaniu (por. Ef 4, 1) dziecięctwa Jezusowego. Jest ono najpiękniejsze dla oka, najdroższe dla serca, zawsze nowe w swych objawach obcowania z Ojcem w niebie i z Matką na ziemi. Jest ono streszczeniem wiary i całego naszego karmelitańskiego sposobu wykonania tej wiary, jest urzeczywistnieniem naszej nadziei, jest naszym życiem miłości. Rodzi się ono z Ducha Świętego i rośnie w tymże Duchu. Dzieje tego dziecięctwa to rozwój łaski i darów tegoż Ducha. Potęguje się to dziecięctwo przez zaślubiny z posłuszeństwem, czystością i ubóstwem, i czym więcej mnożą się akty, tym więcej utwierdza się w pokorze i wyniszczeniu. […]

Trzeba dalej prowadzić te dusze do Matki Dziecięcia, aby od Niej nauczyły się nie tylko chować i rozważać, co słyszały (por. Łk 2, 10) o Dziecięciu, ale brać samo Dziecię i naśladować, a zwłaszcza w pełnieniu ślubów. Bo pokora ściąga Ojcostwo i Dziecięctwo z nieba, czystość Je rodzi, ubóstwo karmi, posłuszeństwo wychowuje, modlitwa odziewa w cnoty, wyniszczenie daje Mu Imię. Tajemnice dziecięctwa Jezusowego, tajemnice Jego wyniszczenia i krzyża, niech będą częstym rozmyślaniem, uwielbieniem, dziękczynieniem, ofiarą praktycznej, wyniszczającej się miłości. Ideał zawsze przed oczyma, a oczy i kroki zawsze ku Ideałowi. […] Chciałem coś innego pisać, ale nie mogłem, bo ilekroć o was myślę lub piszę, to samorzutnie ciśnie się Dziecię Jezus pod myśl i pióro, bo przecież największą chwałą człowieka nie jest niebo, ale być dzieckiem Boga” (List do s. Bernardy Kurzeja CSCIJ, Warszawa, 4 III 1955).

Dziecięctwo duchowe nauką i życiem

Sługa Boży o. Anzelm w 1955 r. napisał „Traktat o dziecięctwie duchowym”. Zarówno w tym dziele, jak i w innych pismach, zawarł własne przemyślenia, będące owocem kontemplacji tajemnicy Słowa Wcielonego – Dzieciątka Jezus. To Chrystus, Syn Boży, który przez Ducha Świętego stał się człowiekiem, wyjednał nam, grzesznym ludziom, łaskę usynowienia, która otrzymujemy na Chrzcie świętym. Oto jak Sługa Boży w podanych niżej fragmentach traktatu, wyjaśnia tę tajemnicę naszego dziecięctwa Bożego:

„Bóg-Dziecię jest nauczycielem; Ono uczy modlitwy, Ono uczy jak trzeba być posłusznym, jak kochać Boga, być czystym i umieć być ofiarą za braci. Każda też cnota bierze swój wdzięk rodzinny od tego Maleńkiego, każda radość uśmiecha się Jego oczyma, a każdy ból płacze Jego łzami. Z chwilą, gdy to Dziecię wzięło naturę naszą i połączyło ją z naturą Boską w jednej Osobie Boskiej, wszystkie akty ludzkiego życia uczyniło Boskimi.

Dziecię Jezus jest naturalnym Synem swego Ojca niebieskiego, my natomiast dzięki Synostwu Boga, z Nim i przez Niego, i w Nim jesteśmy synami przybrania, adoptowanymi przez łaskę. Mocą tej łaski i podniesionej natury nasze akty stają się również aktami dziecięctwa Bożego i przez to Dziecię oddajemy Ojcu w Duchu Świętym wszelką cześć i chwałę. Jak zaś Dziecię rosło i pomnażało się w łasce, w mądrości i latach przed Bogiem i ludźmi (por. Łk 2, 40 i 52), tak również dziecięctwo nasze rośnie w miarę, jak pomnaża się rozumienie i wykonanie dziecięctwa duchownego. Dziecięctwo bowiem nie jest jakąś pieczątką, jakąś martwą formą, ale jest życiem! Żyje ono przez łaskę w uczestnictwie natury Bożej, rozwija się pod wpływem wiary, nadziei i miłości, jako też innych cnót wlanych i strojne jest w dary Ducha Świętego, które kierują wychowaniem dziecięctwa Bożego. […]

Dziecięctwo duchowe dojrzałością i rozwojem

Dziecięctwo to dojrzałość wiary, to utwierdzenie się w prawdzie i w ufności w łaskę, to pomoc Boga i branie z niej w pełności, to miłość, która nie pyta, tylko czyni prawdę w prostocie wykonania, jednym słowem dziecięctwo duchowne to rozwój w duszy łaski, jej cnót, darów i owoców wlanych, to życie Boga, które pod wpływem łaski i rosnącej miłości w ofierze ze siebie, dokonuje się w prostocie dziecka.

W tym dziecięctwie łaski obcują ze sobą Ojciec i dziecko, Matka i dziecko, i cała duchowa rodzina tych, co wierzą i czynią. Ojcem jest Bóg, którego ojcostwo jest Jego naturą; On rodzi swego Boskiego Syna równego sobie w naturze, który też z miłości dla Ojca stał się człowiekiem, aby mu zdobyć wiele dzieci przybranych i uczestniczących w ojcowskiej naturze Boskiej. Bóg Ojciec i Bóg Syn przelewają sobie wzajemnie miłość, która jest Bogiem, Duchem miłości Ojca i Syna. Tak w tym dziecięctwie Bożym na ziemi Ojciec niebieski jest jego twórcą, Syn Jego, Słowo Wcielone jest wzorem, a Duch Święty, będąc miłością Ojca i Syna, rozlewa tę Boską miłość w duszach (por. Rz 5, 5) i sercach przez łaskę dla tych, co się rodzą nie ze krwi ani z ciała, ani z woli męża, ale z Boga, i stają się mocą tego Ducha Świętego dziećmi Bożymi (por. J 1, 13), dziećmi Boskiego dziewictwa i dziewiczego synostwa, i dziełem duchowego narodzenia. W tym dziecięctwie Bożym synów, którzy naturalnie rodzą się z ojca i matki, w sposób nadprzyrodzony bierze udział cała Trójca Święta, mocą Ducha Świętego czyniąc przez łaskę dzieci natury dziećmi Bożymi” (Traktat o dziecięctwie duchowym).

Sługa Boży o. Anzelm Gądek OCD przez swoje doświadczenie duchowe nie tylko pozostawił świadectwo osobistego życia kontemplacyjnego, ale na gruncie polskim rozwinął charyzmat terezjański i duchowość dziecięctwa, o czym świadczą także jego pisma, które rozświetlają drogę naszego powołania do życia darem dziecięctwa.

Opracowała: s. Konrada Dubel, cscij

Według Ewangelii dzieje św. Józefa złączone są z dziecięctwem Jezusa – to dzieje radości i bólu, dzieje ofiary i miłości. Wielkość cnoty i heroizm św. Józefa przedstawiają się na tle dziejów Dzieciątka Jezus, które jest największą ozdobą i chwałą św. Józefa. Ta wielkość i chwała św. Józefa ma jedną cechę: wszystko w jego stosunku do Dzieciątka Jezus jest takie proste, tak naturalne a zarazem tak niewymownie nadprzyrodzone.

Prośmy, byśmy pod opieką św. Józefa umieli naśladować Dzieciątko Jezus tak, jak on, tak je kochać, jak on Je kochał, i tak się dla Niego poświęcać, jak on to czynił, i byśmy pod jego opieką razem z Dzieciątkiem Jezus wzrastali w mądrości i w łasce, i w latach świętego Bożego dziecięctwa. Amen.

DZIEŃ I.   Z JÓZEFEM, POKORNYM SYNEM DAWIDA

Bóg pokornym daje łaskę (Jk 4, 6)

Bóg każdemu daje łaskę według przeznaczenia do jakiegoś dzieła. Tych zaś, których wybiera do jakiegoś dzieła, tak przygotowuje i usposabia, by byli zdolni je wykonać. Otóż, św. Józef, po Matce Najświętszej, miał najwyższe obowiązki. Jako głowa Świętej Rodziny, Oblubieniec Matki Boga, według prawa ojciec Syna Bożego, przedstawiciel Ojca niebieskiego, Jego „sekretarz” w dziele Wcielenia, był przygotowany przez Boga do wypełniania tych zadań, uposażony w te szczególne cnoty, które miały rozświecać ubogi domek cieśli z Nazaretu.

Karty Pisma Świętego mało podają szczegółów o życiu św. Józefa. Kto chciałby pisać jego żywot według źródeł, jakie zostawili ewangeliści, znajdowałby tylko wypadki, które się łączą z dziecięcymi latami Jezusa. Poza tym całe życie Józefa jest w cieniu codziennej pracy przy warsztacie, ukryte, pokorne, pełne trudu.

Jezu, Maryjo, Józefie - Wam oddaję się w opiekę.
Sprawcie, bym nigdy nie wychodził z domu Ojca mego,
lecz wiecznie mieszkał w Sercu Jego pokorny
.

DZIEŃ II.   Z JÓZEFEM, UBOGIM CIEŚLĄ…

Bóg wybrał ubogich tego świata
na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa (Jk 2, 5)

Życie św. Józefa - to życie ubogiego cieśli, nie było ono wolne od starań i trosk o byt codzienny, od trudnych i niebezpiecznych wydarzeń, od trudów i wygnania, które jednak znosił z mężnym sercem.

Choć pochodził z rodu Dawida i był spokrewniony z królami, to ten fakt, który w oczach świata, uważany jest za wielką godność, w oczach Boga jest mało znaczący, jeśli nie jest złączony ze szlachectwem ducha. Szlachetnych według urodzenia jest wielu, lecz szlachectwo ducha i serca jest rzadsze, owszem, nader mało jest takich, którzy w ubóstwie i materialnych troskach zachowują godność człowieka i dziecka Bożego.

Godność człowieka mierzy się jego zbliżeniem się do Osoby Boga, stąd życie św. Józefa jest skarbnicą, z której mogą przeobficie czerpać pokrzepienie i pomoc wszystkie stany, wszystkie wieki i narody, i to nie tylko w duchowych potrzebach, ale i w doczesnych.

Święty Józefie Ojcze i Opiekunie Dzieciątka Jezus
wyjednaj mi łaskę duchowego ubóstwa!

DZIEŃ III.   Z JÓZEFEM, PRZECZYSTYM OBLUBIEŃCEM

Błogosławieni czystego serca,
albowiem oni Boga zobaczą (Mt 5, 8)

Józef był Oblubieńcem, mężem Dziewicy. Samo imię Oblubieniec głosi coś czystego, coś jednoczącego duchowo, coś co przechodzi z duszy do duszy i jednoczy je. Mówiąc Oblubieniec i to Dziewicy, najczystszej, niepokalanej, nienaruszonej podwajamy pojęcie tej czystości u św. Józefa: Józef stróż Dziewicy i stróż dziewic!

Józef przyjął Maryję nie tylko jako swą Oblubienicę, ale jako Oblubienicę Ducha Świętego, łącząc się z Nią tą miłością Boga, która oczyszcza wszelki zmysł i udziela się, raczej przelewa się z serca do serca najczystszą miłością Boga.

Dlatego św. Józef jest stróżem czystości wszystkich, szczególnie kapłanów, przez których posługę przychodzi łaska, jakby nowe Wcielenie Boga w dusze ludzkie, ale także jest stróżem czystości osób zakonnych, które w duszach swoich przez tę łaskę mają ponawiać tajemnicę Wcielenia.

Przeczysty Oblubieńcze, św. Józefie, uwolnij mnie od trosk i zamętu tego świata, abym starał się zawsze podobać Ojcu (por. 1 Kor 7, 32) i dostąpił pokoju, i radości ludzi czystego serca.

DZIEŃ IV. Z JÓZEFEM SPRAWIEDLIWYM

A mój sprawiedliwy z wiary będzie żyć,
jeśli cofnąłby się, nie upodoba sobie
moja dusza w nim (Hbr 10, 38)

Ewangelista nazywa św. Józefa sprawiedliwym (por. Mt 1, 19). Nie bez głębszej myśli rzucone zostało to słowo w Ewangelii, jako posiew cnót ukrytych. Sprawiedliwość jest bowiem wytrwałą i stałą wolą, która oddaje każdemu, co mu się należy. Podstawą jego sprawiedliwości była wiara, a cechą była modlitwa.

Świętemu Józefowi Bóg powierzył co miał najdroższego, to jest swego Boskiego Syna, i odstąpił mu nad Nim swoją władzę ojcowską; gdy zważymy, że jemu oddał w opiekę najkosztowniejszy klejnot Trójcy Najświętszej, jako Oblubienicę Niepokalaną Dziewicę i Matkę swego Syna, to obraz tego męża występuje w niepojętej piękności i godności.

Bo czyż Bóg mógłby powierzyć mu takie skarby, gdyby on nie miał istotnych wartości i zalet do wypełnienia tego zadania? Czyż Bóg wybrałby go, gdyby świętość tego męża nie była wyższa nad jego królewskie szlachectwo? Czy na jego sercu spoczywałby Syn Boży i dałby mu się nosić, karmić i pieścić? Czy stałaby przy nim w blaskach czystości Niepokalana Dziewica, gdyby on nie był mężem pełnym sprawiedliwości i utwierdzonym w łasce u Boga? Zaiste, to krótkie słowo: „był mężem sprawiedliwym” (Mt 1, 19) zamyka wszystkie pochwały i godności.

Święty Józefie, mężu sprawiedliwy, pomóż mi żyć w wierze w Syna Bożego,
który mnie umiłował, i samego siebie wydał za mnie.

DZIEŃ V.   Z JÓZEFEM, MĘŻEM UFNEJ WIARY

On to wbrew nadziei uwierzył nadziei (Rz 4, 18)

Z modlitwą, pełną wiary, łączy się u św. Józefa mężna ufność, ta ufność, która nie tylko zdaje się na opatrzność ojcowską Boga, lecz także daje ze swej strony wszelki wysiłek, by obietnica się spełniła. Nie zostawił Dziecięcia potędze Boga, w którego wierzył, lecz wziął Dziewicę i Dziecię… Ta wiara zamienia się w pełną ufność, kiedy wśród piętrzących się cierpień zachowuje pokój w pełnieniu woli Bożej. Ta wiara i ufność okazują się rosnącą miłością, kiedy jako wzgardzony przez otoczenie cieśla znosi swoje położenie, rosnąc ze swym przybranym Synem w cierpieniu, w łasce i mądrości.

Za wzorem św. Józefa módlmy się spojrzeniem ufności.
Wejrzenie prostoty dziecka i spotkanie się z okiem Stwórcy wystarczy,
żeby zrozumieć, iż Ojciec, nie odmówi nam niczego….

DZIEŃ VI.   Z JÓZEFEM POSŁUSZNYM

Jezus odpowiedział:
«Pierwsze jest przykazanie: Słuchaj, Izraelu... (Mk 12, 29)

Jakie było posłuszeństwo św. Józefa? Zjawia mu się anioł Pański we śnie i powiada: Zabierz Dzieciątko i Matkę Jego i uchodź do Egiptu (por. Mt 2, 13). A tu noc, i to ciemna noc, ani drogi może nie znał, ani środków nie miał. I rzeczywiście, była noc, nie tylko materialna, lecz tam była inna noc. Noc, gdzie trzeba było zapomnieć o swoim rozumie, o swojej woli. To była noc rozumu i noc woli, i noc roztropności czysto ludzkiej. Ale równocześnie było i światło wiary. Mocna wiara świeciła w tej nocy św. Józefowi, że nie kierował się swoim rozumem ani swoją wolą, ale kierował się objawioną wolą Bożą. To słuchanie, oddanie się i wypełnienie woli Bożej jest u niego najdoskonalsze.

Święty Józefie najposłuszniejszy, wstaw się za mną, abym zawsze wpatrywał się
w Twego przybranego Syna, słuchał słów Jego, kochał Go każdym ruchem ręki,
każdym uderzeniem serca, każdym spojrzeniem oka.

DZIEŃ VII.   Z JÓZEFEM MILCZĄCYM APOSTOŁEM SŁOWA WCIELONEGO

W milczeniu i nadziei,
w ciszy i ufności jest wasza siła (Iz 30, 15)

Święty Józef to pierwszy apostoł, pierwszy ewangelista i obrońca Zbawiciela. Jest on również pierwszym milczącym i najważniejszym świadkiem cudownych tajemnic Wcielonego Boga. Największe i najpiękniejsze misteria dziecięctwa i wiary mają w nim poręczyciela. Bóg wybrał go do tych wielkich tajemnic miłości, aby je widział i dawał świadectwo prawdzie. A Józef niósł to Słowo, tego Jezusa w dalekie kraje, nie w ustach jak Apostołowie, ale na własnych ramionach, on Go okazał poganom w Egipcie, on Go bronił przed śmiercią i głodem, on Go wychował i wykarmił. Wszyscy inni przepowiadali nam Jezusa. Józef nam Go zachował.

Jego wielkość jest wielkością milczącą, która nie objawia się słowami, ale czynami, cierpieniem i ofiarą. A przecież w rodzinnym życiu w Nazarecie był na pewno duszą oddania się i poświęcenia. Gdy Maryja chowała w sercu i rozważała, co słyszała o Dzieciątku (por. Łk 2, 51), on również chował w sercu, ale równocześnie poświęcał swoje siły na Jego utrzymanie, by dobrze było Bogu „Małemu”.

Święty Józefie, milczący apostole Słowa Wcielonego,
bądź moim ojcem i kierownikiem w codziennej modlitwie i apostolstwie dziecięctwa
.

DZIEŃ VIII.   Z JÓZEFEM, UKRYTYM W PIĘKNIE PROSTOTY

Życie jego jest ukryte z Chrystusem w Bogu,
stąd całe piękno syna królewskiego wewnątrz
(por. Kol 3, 3; Ps 45, 14).

Życie św. Józefa to zarazem głębia ukrycia, ale i pokorna, wytrwała prostota codziennego trudu dla miłości Boga. To również jakby uprzednie uczestnictwo w ofierze Jezusa Chrystusa, w którym wszystko poświecone jest rzeczywistej, choć ukrytej ofierze miłości. Żadna próba tej prostoty nie wywraca, bo regułą jej jest wola Boża.

Stąd chwała św. Józefa jest cała wewnątrz, wszelka wielkość jego, jak i wszystkie skarby Maryi i Jezusa są ukryte przed naszymi oczyma. Św. Józef jest sekretarzem Boga w dziele Wcielenia, są mu powierzone wielkie tajemnice. Nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie jego życia wewnętrznego, jego stosunku do Jezusa i Jego Matki. Dusza jego tonęła w najwyższym widzeniu wiary, zanurzona w głębinach miłości i zjednoczenia z Bogiem. W życiu jego, tak prostym, a tak głębokim, tak ukrytym, a jawnym przed Bogiem, leży sekret jego świętości. Wszystkie dusze, które zmierzają do zjednoczenia z Bogiem, powinny wejść w to wewnętrzne sanktuarium i naśladować wewnętrzne akty tego życia, bo od nich najbardziej zależy świętość.

Św. Józefie, mistrzu życia ukrytego z Jezusem w Bogu,
prowadź mnie ku głębinom modlitwy, abym z prostotą dziecka
czynił wolę Ojca Niebieskiego i objawiał Jego miłosierną miłość.

DZIEŃ IX.   Z JÓZEFEM, ŚWIĘTYM CIENIEM BOGA OJCA

Bóg wybrał go przed założeniem świata,
aby był święty i nieskalany przed Jego Obliczem,
i z miłości przeznaczył go dla Siebie…(por. Kol. 1, 4)

Może najchwalebniejszym tytułem św. Józefa jest tytuł: ojciec Jezusa. Spośród miliardów ludzi na ziemi, jego jedynego, ubogiego cieślę z Nazaretu, Bóg nazwał ojcem swoim. Albowiem Ojciec Niebieski przelał na Józefa swoją powagę i władzę i zastępstwo na ziemi, i ten pokorny syn Dawida zajął na ziemi miejsce Boga. Jakie to cudowne! Jezus więc, Syn Ojca w niebie, nazywał św. Józefa słodkim imieniem: ojcze.

To ojcostwo św. Józefa, choć jest największym zaszczytem dla stworzenia przecież nabyte było za cenę wielkich ofiar, udręczeń i pracy. Misja Jezusa, w myśl Ojca Niebieskiego miała być do czasu zasłonięta w zaciszu Nazaretu. Ojciec Niebieski wybrał więc do strzeżenia tej tajemnicy męża sprawiedliwego, Józefa. Jako powiernik największej tajemnicy jest więc św. Józef jakby cieniem, który zakrywał blask Syna Bożego. Lecz zaiste, ten cień Józefa, który zakrywał blask Syna Bożego, sam był blaskiem!

Św. Józefa, Święty cieniu Boga Ojca, powierzam się Twojej przemożnej opiece, niech moc
 Twego wstawiennictwa kształtuje we mnie Jezusa, w którym Ojciec upodobał sobie!

Opracowanie: s. Koleta Bajda CSCIJ

W nowennie zostały wykorzystane rozważania Sługi Bożego o. Anzelma Gądka OCD
z: „Opiekun Dzieciątka Jezus”, Łódź 1999; „Ojciec i Opiekun”, Kraków 2008;
niektóre wezwania K. Wonsa z: „Cały Sprawiedliwy”.

Gdy byłam maleńką, spodobałam się Najwyższemu

Najmilsi w Chrystusie! Niepodobna dziś nie podzielić się z Wami wielką radością, jaka rozbrzmiewa w Karmelach naszych. We wszystkich naszych klasztorach na całym świecie wznoszą się oczy ku niebu, aby podziwiać i uczcić nową Błogosławioną; ze wszystkich serc podnoszą się dziękczynienia dla Boga, że uczcił maleńką swoją sługę honorami błogosławionych. Oto dziś, o drugiej godzinie w Bazylice św. Piotra w Rzymie, spadła zasłona z obrazu, czcigodnej dotąd, Siostry Teresy od Dzieciątka Jezus – karmelitanki bosej, a cały Kościół święty, śpiewając dziękczynne Te Deum, wołał do niej: Błogosławiona Tereso, módl się za nami. Stąd i my dzisiaj, w tym pierwszym dniu jej beatyfikacji, łączymy nasze modły i radości z całym Kościołem świętym, z Ojcem Świętym, z kapłanami i biskupami, z Zakonem naszym i tysiącznymi tłumami pielgrzymów z całego świata, aby uczcić tę wybraną duszę, to uprzywilejowane dziecko, tę Siostrę naszego Zakonu, i podzielić się z wami tą szczęśliwą nowiną.

Różnice i podobieństwa Teresy Wielkiej i Teresy Małej

Jeszcze nie przebrzmiały echa trzechsetletnich uroczystości kanonizacyjnych (1622-1922) wielkiej Matki Karmelu – św. Matki Teresy od Jezusa, a oto znowu na ołtarzach podziwiamy Córkę duchową tejże Matki, małą Terenię od Dzieciątka Jezus. Wielka Teresa od Jezusa, mała Teresa od Dzieciątka: jest różnica między nimi wieków minionych, jest różnica lat przeżytych, jest różnica zależności córki od matki, ale nie ma różnicy w miłości do Boga. To samo serce, ten sam duch, ta sama gorącość i gorliwość, i zapał ożywia wielką i małą Teresę – obie heroiczne męczennice miłości Boga i bliźniego. Trzysta lat po kanonizacji wielkiej reformatorki: ze wszystkich stron oddawano jej modlitwy, głoszono tryumfy jej dzieła, jej nauki, jej modlitwy. Zgromadził Bóg w tej świętej dziewicy swoje skarby, które porozdzielał częściowo innym, teraz jakby na ukoronowanie tej wielkiej świętej, stawia na ołtarzach jej córkę, w której błyszczą cnoty matki nowym blaskiem i nową chwałą. Teresa od Dzieciątka patrzy z wysokości ołtarzy, a cały świat z radością ją wita i chwali, i biegnie jako do swojej najpopularniejszej, najbardziej znanej świętej.

Misja Teresy w naszym czasie

Dziwny jest Bóg w świętych swoich. Wielką Teresę przeciwstawił w XVI w. Lutrowi i jego nauce, aby ta wielka Służebnica Pańska, gromami swej modlitwy wytrącała oręż kacerstwa i przez życie wewnętrzne skupiała dusze ludzkie w Kościele Bożym. Teraz Bóg „wskrzesza” Małą Teresę i przeciwstawia ją najstraszliwszemu kacerstwu – bolszewizmowi, powszechnej nienawiści pomiędzy ludami i stanami, aby ta „Maleńka” swym życiem, swą ofiarą, swymi cudami, swoją powszechną miłością i ofiarą, wskazywała światu, gdzie jest lekarstwo na jego niemoce i choroby. Nie da się zaprzeczyć, Bóg miał w tej swojej Słudze zamiary i przeznaczył ją na nasze smutne czasy, jak to zaznaczył sam Ojciec Święty [Pius XI]. Powiada on, że są to czasy najgwałtowniejszych przewrotów. Dzień za dniem jesteśmy świadkami, że ludzie, którzy stali najwyżej, spadają najniżej; że ci, którzy byli najniżej, wstępują najwyżej; zmienia się stan ludzi z całą gwałtownością. Tym bardziej więc potrzeba dziś światu światła i reguły, jak się ma od zguby ratować.

Światło i skarby przyniesione przez Teresę: prostota, szczerość

Cóż to za światło i co za regułę przynosi mała Teresa? Przynosi to, czym sama jest. Oto ta pokorna 24-letnia dziewica, która piętnaście lat przeżyła na świecie, a dziewięć pomiędzy surowymi murami Karmelu w Lisieux, przynosi skarby swej maleńkości: prostotę i szczerość. Potrzebuje dziś świat, woła na jej widok Ojciec Święty, potrzebuje światła, aby mógł być dobrze rządzony i kierowany. Cóż to jest, to światło? Prostota sprawiedliwych, stąd Pismo mówi: Prostota sprawiedliwych będzie kierowała nimi (por. Prz 11, 3). Tę wielką, zapomnianą cnotę, niesie Teresa. Ona, Teresa, nazywa się maleńka, bo małymi drogami, dziecięcymi prawie krokami, dochodzi do najwyższej doskonałości. Wskazuje, że nie wielkie drogi ceni pokorny, nie wielkie myśli i wykonania, ale małe drogi, proste plany, szczere myśli prowadzą do szczęścia. I w tej prostocie swojej, w tej maleńkości, jest naprawdę niedościgniona! To nowy, szczególniejszy sposób i typ świętej. Jej świętość, choć najwyższa, jest tak prosta, tak łatwa, tak przystępna, tak pociągająca, że kto czyta jej Dzieje duszy, musi się cieszyć i płakać, i zachwycać, i śmiać, a jednak musi się rozkochać w Bogu.

O Tereni można powiedzieć: śmiejąc się, uśmiechając ciągle, została świętą. I ta mała święta, to wielka „królewna”, jej ojciec, gdy była malutka, tak ją nazywał (por. Rkps A f 14v), a ona rozumiała: żeby być wielką trzeba być małą. Małymi krokami, małymi drogami, ale zawsze iść naprzód, zawsze szczerze i prosto do Boga. I twierdziła, że więcej Boska wielkość się objawia, kiedy zniżać się raczy do małych, do niskich, do ubogich, do niedoskonałych, gdyż wtedy więcej jaśnieje jego wielkość, jego dobroć, jego miłosierdzie. Kiedyś napisała, że faryzeusza puszcza na środek kościoła, ale sama woli w kąciku wołać do Boga: miserere mei, peccatori – miej litość dla mnie, grzesznika (por. Łk 18, 13) (por. Rkps C f 36v).

Oprócz tej prostoty, której świat nie zna albo przyznaje mniej uznania, jest druga bolączka. Wzajemna nienawiść ludów i ludzi, którzy zapomnieli, że są braćmi, że mają Ojca w niebie, którego kochać mają i dla którego wzajemnie mają się kochać. To jest reguła najważniejsza i najkonieczniejsza obyczajów i postępowania. I to światło przynosi Terenia. To święta miłości. Błogosławiona Terenia – prawdziwy kwiat tej miłości, z nieba na ziemię przeniesiony, niebo i ziemię podziwem napełnia. Dusza jej i serce, jak u niemowląt żywi się i karmi miłością dziecięcą, wiarą gorącą i mocną, prostą, ale głęboką. I z tej to miłości rodzą się pragnienia wielkie, apostolskie, męczeńskie. I ta miłość sprawia, że wszystko co myśli, co mówi, co czyni, jest życiem miłości. Tej Boskiej miłości się poświęca i tą miłość ogromną, a prostą, dziś w ofierze, zbolałemu i schorzałemu światu, niesie mała męczennica miłości. Niebem moim będzie, mówiła w swoim testamencie Terenia, czynić dobrze na ziemi (NV, 17 VII).

Nowy typ świętości prostej, łatwej i przystępnej

To są krótkie rysy, dwie drogi, lub raczej jedna droga miłości prostej, a głębokiej. Uważając się za maleńką, czuła, że wielkich rzeczy nie dokona, więc jako mała chciała kochać jak najwięcej, szczerze jak dziecko. I ta droga maleńkości i miłości zaprowadziła ją na szczyty najwyższej doskonałości. Cum essem parvula placui Altissimo. Tą drogą szła i doszła w bardzo krótkim czasie do doskonałości.

Przebiegnijmy krótko jej żywot; jest to bieg dziecka z kwiatami w ręku, lub raczej z miłością w sercu do Boga. Uczynki jej to uśmiech. Wszystko miłe, dziecięce, ale przy tym zawsze wypróbowane wewnętrznym wyrobieniem.

Urodziła się w 1873 r. Otoczona kochającą atmosferą rodzinną – miała świętych rodziców i światłe rodzeństwo. Kochana najwięcej, jako najmłodsza, wychowana była jak kwiatek, aby się nie zwarzyła i dusza jej w niczym nie ucierpiała (Rkps A f 3v–12r). […] 

Przez małe rzeczy bieg ku wielkości

W Karmelu, jako dziecko, rozpoczęła swój bieg do Boga, przez maleńkie rzeczy stawała się wielka. Ukryta w głębokiej pokorze, jej oczy nie widziały siebie i serce szukało tylko Boga, do wielkich czynów nie miała sposobności, ale była wielką mistrzynią w małych. Szczególniej, za cel swego życia wzięła sobie: kochać i poświęcać się. Nie mogąc wielkich rzeczy czynić, mogąc kochać, stąd najrozmaitsze akty tej miłości i ofiarowania się całkowitego Bogu.

Prostota dziecka u Teresy i roztropność świętych

Niedługo po profesji zakonnej, bardzo jeszcze młodziutką, dano ją już, dla jej wielkiej cnoty, do nowicjatu (por. Rkps C f 3v). Dziecko prawie jeszcze, miała kierować duszami, a jednak to dziecko miało roztropność świętych, prostotę słów i czynów, przykład najpiękniejszych cnót. Toteż nowicjuszki i Zgromadzenie uważało ją za świętą. Porywy miłości ku Bogu, poświęcenie się bez granic, zniszczyło jej wątłe siły, zapadła na chorobę płuc. Cudowne jej słowa i myśli, wiersze pełne zachwytów o miłości Boga, pokora i prostota czyniły ją aniołem Zgromadzenia. Siły jednak wyczerpywały się. Jak miłością żyła, [tak z] miłości umarła. Ostatnie jej słowa były: Kocham Cię, ach kocham Cię, Boże (NV, 30 IX). Poszła do nieba, poszła jak dziecko do Ojca, aby stamtąd, jak mówiła, spuszczać deszcz różany na wszystkich (NV, 9 VI) i przebyć niebo, czyniąc dobrze na ziemi (NV, 17 VII).

                                            (zob. Anzelm Gądek OCD, „Przyszła Mała Teresa”, t. 5 BZ, Łódź, 2000, s. 11-21).

Z tej okazji pragniemy ukazać niektóre wydarzenia z jego życia, świadczące o przyjaźni ze św. Teresą, którą od początku uważał za swoją duchową siostrę. Świętą Teresę od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza możemy bez przesady, nazwać bohaterką odrodzenia duchowego Kościoła w XX wieku. Jej nauka o „małej drodze” dziecięctwa duchowego została oficjalnie przypieczętowana ogłoszeniem jej - przez św. papieża Jana Pawła II - Doktorem Kościoła Powszechnego, co miało miejsce 19 października 1997 r., w roku setnej rocznicy jej śmierci.

Jednym z wybitnych apostołów orędzia „Małej Teresy” był polski karmelita bosy, Sługa Boży o. Anzelm od św. Andrzeja Corsini OCD. Już w 1902 r., w drugim roku nowicjatu, uległ on wpływowi Teresy, kiedy po ukazaniu się pierwszego wydania Dziejów duszy w języku polskim, podjął współzawodnictwo ze Świętą w opiewaniu cnoty miłości.

Świętą Teresę z Lisieux wybrał też na Patronkę założonego przez siebie Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Ustanowił ją również „Aniołem Stróżem” międzynarodowego Kolegium w Rzymie, którego był rektorem.

Beatyfikacja S. Teresy od Dzieciątka Jezus, która odbyła się 100 lat temu, 29 kwietnia 1923 r., jeszcze bardziej rozbudziła u o. Anzelma kaznodziejski zapał do sławienia jej. Tridua ku jej czci, organizowane w Wadowicach, Krakowie, Lublinie i Lwowie, uświetniał swoimi płomiennymi kazaniami. Głównym ich tematem była miłość, gdyż według niego Teresa jest „Świętą miłości”.

W 1927 r., po ukazaniu się miesięcznika „Głos Karmelu”, Sługa Boży zamieszczał w nim szereg artykułów, wykładając główne aspekty myśli Teresy. Dostrzegał także powszechną zastosowalność „małej drogi” dziecięctwa duchowego, nie tylko w życiu konsekrowanym, ale także w działalności wychowawczej i apostolskiej. Nie tylko przejął się osobiście duchowością swej Siostry w Karmelu, ale i sam uświęcił się w jej szkole.

17 maja 1925 r. w Rzymie papież Pius XI kanonizował św. Teresę od Dzieciątka Jezus wśród powszechnego entuzjazmu i szczególnego splendoru zewnętrznego, czego świadkiem był o. Anzelm obecny na uroczystości. Udział w kanonizacji św. Teresy był dla niego szczególnym przeżyciem, dlatego też dzieli się swymi wrażeniami w wielu listach do bliskich sobie osób. Do m. Teresy Kierocińskiej i sióstr w Sosnowcu pisał:

Drogie moje Siostry i Dzieci!

(...) Zawsze Was Panu Jezusowi oddaję, przy każdej Mszy świętej, gdy podnoszę świętą Hostię i Kielich, proszę Pana za Wami wszystkimi, aby Wam błogosławił i świętymi uczynił. Ciekawe zapewne jesteście, jak się odbyła kanonizacja św. Teresy? Trzeba by księgę o tym napisać, ja tylko krótko opiszę.

O godz. 8 rano wyruszyła procesja z Watykanu do Bazyliki. W procesji tej brało udział samo tylko duchowieństwo. Procesję otwierali Karmelici Bosi, może przeszło 100 Ojców w białych płaszczach, śpiewając hymny i psalmy. Za nimi wszystkie zakony i kongregacje, kanonicy ze swoimi sztandarami na czele.

Za wszystkimi tymi procesjami szli znowu nasi ojcowie z pochodniami płonącymi, niosąc sztandar świętej Tereni. Ojcowie, którzy szli na czele procesji, już byli na trybunie koło konfesji, mogli oglądać całą procesję. Kiedy się sztandar Tereni ukazał, burza oklasków zerwała się w kościele, i w miarę jak się Terenia posuwała, oklaski się wzmagały. Bazylika nabita pielgrzymami, około 40 tysięcy ludzi, bo więcej nie wpuszczono. Potem postępowali biskupi około 300, kardynałowie około 36, wreszcie wspaniała gwardia Dei nobili, a potem Ojciec Święty w całym przepychu.

Trudno się było opanować. Okrzyki, klaskanie, powiewanie chustkami, prawdziwy wjazd tryumfalny. Czuło się, że ten staruszek ma moc Boską. Półtorej godziny trwała ta procesja.

Zaczęły się ceremonie. Prośba o kanonizację trzykrotna, usilnie, usilniej, najusilniej - Litania do Wszystkich Świętych, Veni Creator, po czym Ojciec Święty stojąc, ogłosił światu całemu, że odtąd błogosławiona Terenia jest policzona między świętych i ma być wzywana od całego Kościoła. Głosząc, używał Ojciec Święty megafonu, tak że głos jego słyszany był w całej bazylice. Kiedy Ojciec Święty skończył, burza oklasków zabrzmiała w całym kościele, a potem Te Deum z całych piersi śpiewał cały kościół, jeden wiersz chór watykański, drugi kapłani i lud.

Zaczęła się Msza święta, w czasie której podczas ofiarowania składano Ojcu Świętemu dary. (...) Ojciec Święty miał kazanie, i rzecz dziwna, jeśli nie cudowna, kiedy skończył kazanie, ze stropów bazyliki od kandelabrów zawieszonych urwały się róże, niczyją nie spuszczone ręką i padły w stronę Ojca Świętego. Terenia dziękowała Ojcu Świętemu. (...)

Wieczorem od godz. 8-12 wspaniała iluminacja całej bazyliki wraz z kopułą. Widok, jakiego nigdy i nigdzie nie widziałem. Cała bazylika w jednym płonącym, żywym ogniu lamp, pochodni, lampek, 300 000 ludzi asystowało temu widokowi, a na wszystkich dachach stali ludzie. Cześć św. Tereni! Kochajcie ją bardzo. Bądźcie dziećmi jak Ona, bo naprawdę opłaci się cierpieć dla Boga i być świętą. Pozdrawia Was i błogosławi Wasz Ojciec i brat - fr. Anzelm

17 maja 1927 r. miało miejsce poświęceniu statuy Św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Ogrodach Watykańskich. Obrzędom tym przewodniczył sam Ojciec Święty Pius XI, który nazywał św. Teresę „Gwiazdą” swego pontyfikatu. Do udziału w uroczystości byli zaproszeni karmelici bosi członkowie nadzwyczajnej Kapituły generalnej z o. Wilhelmem, generałem Zakonu oraz klerycy karmelitańskiego Kolegium ze swym Rektorem. Ojciec Anzelm opisuje to wydarzenie w artykule pt. Karmel w Watykanie, Posłuchajmy fragmentów tej relacji:

Ojciec Święty ze szczególniejszą miłością witał całą familię karmelitańską. Zdawało mu się, powiadał, jakoby miał przed sobą daleką wizję pierwszych synów Teresy i Jana od Krzyża, błyszczących i obecnie, nie tylko jasnością białych płaszczów, lecz ożywionych tym samym duchem miłości do Kościoła i dusz, co i wielcy święci Reformatorzy Zakonu. Audiencja miała charakter prawdziwie serdeczny i rodzinny. „Możemy powiedzieć, zaznaczył z dobrocią Ojciec Święty, że Watykan stał się obecnie Karmelem, bo w nim jakby niepodzielnie króluje mała Teresa od Dzieciątka Jezus”.

W rzeczy samej słowa te nie były tylko grzecznością, lecz faktem. Pontyfikat Piusa XI łączy się z Karmelem szczególniejszymi węzłami, których nici wplatają się w całe działanie Ojca Świętego. Rządy Piusa XI błyszczą jasnością Maleńkiej Świętej, która według jego własnego wyrażenia, będąc „Gwiazdą” jego Pontyfikatu, daje natchnienie wielkiemu Papieżowi uruchomienia dzieł, na które zwracają się z podziwem oczy całego chrześcijaństwa.

Teresa od Dzieciątka, choć tak słaba i mała, sercem przejętym miłością obejmowała cały Kościół. „Kocham Kościół, moją Matkę”. Wyniesiona na ołtarze przez obecnego Papieża, z umiłowaniem spuszcza swój deszcz różany na działalność Ojca Świętego, Obejmuje ona swoją opieką całe nowe państwo watykańskie, stojąc na straży wśród zieleni zacisznych watykańskich ogrodów. W nich Ojciec Święty, strudzony całodzienną pracą, oddycha świeżym powietrzem i oddaje się rozmyślaniu u stóp Dziewicy z Lisieux, którą sam nazwał swoją „Gwiazdą”. Nie mogło być odpowiedniejszego miejsca dla tej, co tak lubiła naturę, ogrody i kwiaty. Teresa przewodniczy również Ojcu Świętemu w jego codziennych pracach, zajmując na jego biurku uprzywilejowane miejsce. (...)

Jego encykliki: o Pokoju Chrystusa w Królestwie Chrystusa, o powrocie chrześcijan Wschodu do wspólnego Ojca, o godności królewskiej Chrystusa Króla, o misjach, o prawdziwej jedności Kościoła itd. owiane są wielkim duchem Małej Świętej. Encykliką o misjach poruszył Pius XI cały świat katolicki, czyniąc go powszechnym misjonarzem, a stawiając na czele tego ogromnego dzieła młodziutką Apostołkę z Lisieux, zaświadczył o duchowej jedności z Teresą. Misje i wszystkie ich dzieła stoją pod szczególniejszą opieką Ojca Świętego i pod niebieskim patronatem Maleńkiej Karmelitanki.

Plany i oczy Ojca Świętego kierują się w stronę, gdzie największe zło naszych czasów się zrodziło, w stronę Rosji i znów na czele tego dzieła stawia Teresę. Russicum, wielka uczelnia katolicka dla wychowania przyszłych misjonarzy wschodu rosyjskiego, dla pozyskania Kościołowi dusz, pracuje pod imieniem Teresy i w tejże intencji na wyraźne życzenie Ojca Świętego płyną z Lisieux codzienne modlitwy, czyli Teresa ma torować drogę temu wielkiemu dziełu.

W tej łączności Ojca całego chrześcijaństwa z małą Świętą trudno opuścić mały, a przecież nader miły szczegół, że Ojciec Święty swój wielki obecny jubileusz kapłański, chce obchodzić łącznie z Teresą z Lisieux. Oto na pamiątkowych medalach z całego świata, widnieje z jednej strony wizerunek Piusa XI z datą kapłaństwa i jubileuszu, z napisem: Pius XI Missionum Pontifex, a z drugiej strony wizerunek Teresy, z napisem: S. Teresa Missionum Patrona. Czyż można znaleźć piękniejsze zjednoczenie dusz, maleńkiej Teresy i wielkiego Piusa, Ojca i Dziecka, w jednej myśli i dziele ratowania dusz? (...)

13 listopada 1927 r. świętowano w Rzymie 40. rocznicę pielgrzymki małej Teresy Martin do Wiecznego Miasta. W entuzjastycznej procesji wzięły udział tysiące wiernych, biskupi francuscy, wszystkie rzymskie konwenty, a przede wszystkim karmelici bosi, wśród nich o. Anzelm. Podniosłą atmosferę uświetniał śpiew czterogłosowego chóru alumnów karmelitańskich wykonujących hymn do św. Teresy i antyfony Florete flores. Ojciec Anzelm tak opisał to wydarzenie w artykule napisanym do Głosu Karmelu – posłuchajmy:

Triumfalne wejście Teresy do Koloseum, odbyło się 13 listopada 1927 r. Karmel pomyślał o tym, aby czterdziestoletnią rocznicę pobytu Tereni w Rzymie uczynić uroczystością powszechną, wprowadzając jej statuę do Koloseum. Z kaplicy zwanej della Pieta, znajdującej się w arkadach ruin, ruszyła wspaniała procesja Karmelitów Bosych. Wzięły w niej udział wszystkie konwenty rzymskie, przede wszystkim zaś Międzynarodowe Kolegium Świętej Matki Teresy, którego mała Teresa jest opiekuńczym Aniołem-Stróżem. Procesja rozwinęła się najpierw w arkadach: na czele postępowało Bractwo Drogi Krzyżowej, dalej trzeci zakon karmelitański, po czym w niekończącym się szeregu, białe płaszcze Karmelitów Bosych, których pochód zamykał Wikary Generalny Zakonu w nieobecności Naszego Ojca Generała, niosąc wspaniały relikwiarz z relikwiami Świętej, wreszcie wśród kwiatów i światła, górowała nad tysiącznymi tłumami wiernych, prześliczna statua Świętej, darowana w tym celu przez Jej rodzone siostry z Lisieux.

Śpiew Jesu corona Virginum, w poważnej i podniosłej melodii gregoriańskiej, przypomniał dawne wieki i dziwnie zestrajał się z powagą granitowego popiersia Koloseum. Mimo deszczu, procesja nie zatrzymała się w arkadach, lecz wkroczyła na arenę, gdzie stoi obecnie, niedawno umieszczony, olbrzymi Krzyż, jako triumf wiary i władzy Chrystusowej nad światem i duszami. Teresę umieszczono naprzeciw Krzyża. Niepodobna było oprzeć się uczuciu. „Mała Teresa, która krzyż uczyniła weselem życia, strojąc go różami, naprzeciw wielkiego Krzyża - Dawcy życia.

Przeciwieństwo biło w oczy, a zgodność obu postaci odczuły wszystkie serca. Toteż kaznodzieja, natchniony ogólnym nastrojem, był tylko tłumaczem uczuć wciskających się samorzutnie do duszy. W podniosłych słowach malował potęgę Krzyża i jego znaczenie w życiu „Wiosennego Kwiatka”. Łzy pokazały się na twarzach, gdy słowami samej Świętej opowiadał jej zejście na arenę męczeńską. „I teraz przychodzisz, Tereso, na tę arenę, już nie jako piętnastoletnia dziewczynka, ale jako Święta wieku naszego i wieków przyszłych, aby sama, znalazłszy życie w ramionach krzyża, być naszą przodowniczką i przewodniczką, jak mamy się zbliżać do krzyża i krzyż dźwigać, aby wytrwać w Kalwarii naszego własnego serca, w cichej aureoli bezkrwawego męczeństwa”.

Podniosłe słowa kaznodziei były echem dziewiczego głosu Tereni, zapraszającego wszystkich, by za nią szli na drodze krzyżowej, ona też pomagać będzie nam na tej drodze, spełniając rolę miłosiernego Cyrenejczyka. Rozpoczęto drogę krzyżową, przeplataną prześlicznymi strofami Stabat Mater, wykonanymi przez Kolegium Karmelitańskie. Głos śpiewów i głos modlitw odbijał się o ruiny i podnosząc duszę, łączył ją z tymi tysiącami męczenników, którzy na tej arenie nie tylko nieśli Krzyż Chrystusa, ale i na nim, i za niego kładli życie.

Po odśpiewaniu na cztery głosy hymnu do świętej Teresy i antyfony Florete flores zgięły się kolana, pochyliły się głowy, na które spłynęło błogosławieństwo udzielone relikwią Świętej. Cienie nocy już zapadały, kiedy procesja, wśród śpiewu pieśni ludowej, ruszyła z powrotem do kaplicy, tym razem już nie w arkadach Koloseum, ale na zewnątrz ruin. Tysiące głosów podchwyciło melodię i niosło ją daleko, daleko Wiecznemu Miastu tonącemu wśród świateł.

Na widok podniosłej statuy żywiołowy entuzjazm ogarnął masy. Okrzyki „Niech żyje Terenia” z ust dzieci, młodzieży i całej rzeszy mieszały się ze zwrotkami pieśni. Przy wejściu do kaplicy tłumy się załamały, zdawało się, że gwałtem zatrzymają ukochaną Świętą, bo każdy cisnął się do niej, aby z kwiecia, choć listek wziąć na pamiątkę - a okrzykom Evviva nie było końca. Karabinierzy utorowali drogę procesji i tak wreszcie wśród niemilknących oklasków wróciła Teresa do kaplicy, aby już pozostać w niej na straży Koloseum, jako męczennica miłości, obok męczenników krwi, aby wszystkich przychodniów przekonać, jak przez miłość można pogodzić wesele krzyża z jego gorzkością. Bądź nam, Droga Siostrzyczko Święta, przewodniczką na naszej drodze krzyżowej!

We wrześniu 1930 r. o. Anzelm towarzysząc generałowi Zakonu, o. Wilhelmowi od św. Alberta, w podróży wizytacyjnej po Europie, we Francji nawiedził także klasztor karmelitanek bosych w Lisieux. 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża św. spotkał się z rodzonymi siostrami św. Teresy od Dzieciątka Jezus. W infirmerii Teresy służył o. Generałowi do Mszy świętej i wraz z nim odnowił profesję zakonną. Wrażeniami z pobytu w Lisieux dzielił się z kilkoma osobami, m.in. ze swoją rodzoną siostrą Salomeą, już karmelitanką w Krakowie na Wesołej:

O podróży cóż ci napiszę. Wszędzie nas przyjmowano bardzo serdecznie, we wszystkich Karmelach żeńskich była wielka radość – i wszędzie (...) znaleźliśmy ducha bardzo dobrego. W Lisieux szczególniej było miło, choć krótko. Przywitała nas Terenia deszczem tak ulewnym, jak rzadko, i zmoczeni przyszliśmy do jej klasztorku, bo wystarczyło parę kroków ze stacji do auta, żeby się skąpać. To samo na odjezdnem. Niezapomniane będą chwile czy to przy grobie świętej, czy też w jej celce przy odnowieniu ślubów, czy też w oglądaniu klasztoru, w którym miejsca, gdzie święta Terenia stała w chórze lub w refektarzu naznaczone są krzyżem. Żywo czuje się miłość Teresy w Buissonetes, w domu, gdzie się bawiła i zwierzała przed Ojcem – wszystko tam zachowane, jak było; nawet szopki, które czyniła i ołtarzyki, które stroiła.

Żywy jednak obraz Tereni, to jej Siostry rodzone, a szczególniej jej Mateczka, M. Agnieszka: patrząc na nie, widzi się jakieś ukryte życie, jakaś nadprzyrodzoność je okrywa i są jakby pod ciężarem tych wszystkich dziwów Bożych. A przy tem dziwnie swobodne, proste, wesołe. Już przed mojem przybyciem wiedziały o tobie, i pytały się, jak się ma moja Siostrzyczka. Byłaś tam bowiem już przedtem polecona ich modlitwom.

Ojciec Anzelm był przeświadczony, że doktryna Teresy jest dla wszystkich - świeckich i duchownych, zwłaszcza dla współczesnego człowieka, oczekującego w drodze do Boga czegoś prostego, radosnego, wolnego od rygoryzmów dawnej ascezy. Współczesny człowiek oczekuje podania środków małych, bo sam czuje się mały, słaby, a nawet nędzny i grzeszny. W budzeniu ufności w tych, których gnębi świadomość grzechów, a które tak łatwo mogą spłonąć w ognisku Miłości Najmiłosierniejszej, nauka „małej drogi” miłości i ufności - święci triumfy. W Liście do karmelitanek Dzieciątka Jezus Sługa Boży pisze:

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus uczy trzech rzeczy:
1) kochać Ojca w niebie i podaje za wzór samego Syna Bożego - Dziecię Jezus;
2) kochać Matkę Jezusową, bo Ona więcej Matką niż królową;
3) wskazuje drogę dziecięctwa swoim przykładem, zwłaszcza ofiarną miłością, w której zamykają się wszystkie cnoty dziecięctwa: pokora, wiara, ufność, prostota, oddanie się, ofiara.

Wszystkim wam życzę, byście nie tylko naśladowały Teresę, ale starały się ją prześcignąć w drodze, bo okazji do tego nie braknie. (...) Wszystkim życzę świętości.

Opracowanie: s. Imelda Kwiatkowska CSCIJ

Łódź, 24 luty 2023 r.