Przeskocz do treści

„Szukajcie na pierwszym miejscu
królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego,
a reszta będzie wam przydana”. (Mt 6, 33)

Przecudna jest treść dzisiejszej Ewangelii św. i piękny sposób, w jaki ją Pan Jezus wypowiedział w czasie swojej długiej przemowy na górze. Bóg Ojciec, dając przykazania Izraelitom, występuje na górze Synaj z całą wspaniałością, ale równocześnie i grozą potęgi swojej. Zjawia się wśród grzmotów, piorunów, błyskawic, siejąc przerażenie i trwogę. Inaczej Pan Jezus – w słowach pełnych słodyczy, dobroci, łagodności i łaski przedstawia zebranej gromadce, że błogosławieni są cisi i pokorni, płaczący i smutni, a następnie poucza ich, że nie można dwom panom służyć, lecz jednemu tylko. Bo jednym z tych panów – to Chrystus, Pan światła i dobroci, i nieskończonej świętości; a drugi to duch ciemności - szatan.

(...) Bo cóż to znaczy służyć? Służyć to znaczy podporządkować swą wolę, rozum, uczucia i siły czyjejś woli. A więc, jeśli służymy Bogu i służymy tak, jak tego uczy katechizm, całym sercem i wolą, rozumem i wszystkimi siłami, jeśli nasze ręce i nogi, oczy, uszy i język nie mają innego celu, prócz chwały i służby Bożej, to nasza wygrana.

Ale kto z nas tak Bogu służy? Kto Mu się oddał cały bez przymieszki interesów ziemskich? (...) W dzisiejszych zwłaszcza czasach, kiedy świat tak zmaterializowany, kiedy ludzie z całą zachłannością i wszelkimi sposobami starają się zdobyć pieniądz, majątek, grunt, dom itd., kto służy Bogu wyłącznie?

A czyż grzeszne jest nabywanie majętności? Nie, - ale to zależy od sposobu, w jaki się to czyni i od celu, jaki się ma na oku. Bo pamiętać należy, że nie można równocześnie służyć Bogu i czartowi, Chrystusowi i mamonie. Pan Jezus zresztą pozwolił troszczyć się o dobra ziemskie, ale nie zanadto, i dlatego dał nam ten przykład w dzisiejszej Ewangelii o owych ptakach niebieskich, co nie sieją, ani orzą, ani zbierają. „Nie troszczcie się o to, co będziecie jedli, ani co będziecie pili, ani w co się będziecie przyodziewać” (Mt 6, 25). Już na samą myśl o ptakach, umysł nasz podnosi się w obłoki, w górę ku Bogu, a jeśli przypatrzymy się życiu tych ptasząt, to widzimy je fruwające, rozśpiewane... (...) O ileż one lepiej od nas pełnią wolę Bożą? Uczmy się od nich! Modlitwą, pracą wznośmy się w górę, myślą „fruwajmy” ku Chrystusowi, ku niebu, a Pan błogosławić i troszczyć się o nas będzie.

W latach wojny miałem styczność z różnymi ludźmi, słyszałem płacze, lamenty i narzekania sierot, matek i opuszczonych, ale najmniej skarg wychodziło z ust tych, którzy byli najubożsi - w cichości i weselu ducha, z pokorą, z miłości ku Bogu los swój znosili. Toteż im najlepiej się działo i nimi bezustannie opiekował się Bóg.

(...) Służcie Bogu jak te ptaszęta, jak te lilie polne, które tak są odziane, że ani Salomon w całym blasku swej potęgi nie był otoczony takim przepychem, jak jedna z nich. Cudne i skromne wyrastają z wód i ziemi, nie świecąc nagością, ale cnotą skromności. (...) Uczcie się na wzór lilii prostoty i skromności. Boga szukajcie, Jego przykazań i praw, miłujcie Go nade wszystko, a bliźniego jak siebie samych! Miłujcie Boga nie jak poganie, bo ci materialnej szukają strony. Bo jeśli od najdawniejszych czasów przejdziemy historię ludzi i ludów, zobaczymy, że tam była świętość, gdzie panem był Bóg – przykładem Abel; tam zaś rozpoczynały się cierpienia, nieszczęścia i walki, a na koniec zwyciężał szatan, gdzie człowiek zaczynał oddalać się od Boga, a gonić myślami za interesami własnymi. Bo inne są interesy Boga, inne szatana, inne nieba, inne ziemi. Szukajcież tedy przede wszystkim Boga, Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego (por. Mt 6, 33), a tak znajdziecie i niebo i ziemię. Amen.

Sługa Boży Anzelm Gądek OCD, Kazanie niedzielne, 1920 r. (fragment)

„Dzięki Ci, Panie Jezu Chryste, za tę Ucztę,
na której Ty sam bywasz spożywany,
dzięki Ci za to, żeś nakazał kapłanom codziennie odnawiać
tę Ucztę na Twych ołtarzach, i że nas niegodnych
wezwałeś do uczestniczenia w niej.”

 

Jezus Chrystus przy „Ostatniej Wieczerzy” ustanowił Mszę św. nie tylko, jako ofiarę, ale też, jako ucztę ofiarną. Rozważając opis ewangeliczny Ostatniej Wieczerzy, widzimy, iż Pan nasz Jezus Chrystus nie tylko chciał, by w niej uczestniczyli Apostołowie, ale również, by jej uczestnikami stali się wszyscy, którzy uwierzą w Jego Bóstwo i Człowieczeństwo. Przy ostatniej wieczerzy łamał chleb i rozdzielał go biesiadnikom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje (Mt 26, 26), podobnież rozdzielał i wino: Bierzcie i pijcie to jest Krew moja (por. Mt 26, 27n). Po czym tę niewymowną władzę przeistaczania chleba i wina w Ciało i Krew Pańską udzielił Apostołom, by to samo czynili na Jego pamiątkę. W ten sposób Jezus Chrystus wszystkim przygotował swą Ucztę. Ucztę tę nazwał Chrystus „Ucztą Nowego Testamentu” (por. Łk 22, 20), bo ją przyrządził w sposób dotąd nieznany, zastawiając napoje i pokarmy, jakich dotąd usta człowieka nie dotknęły: Ciało i Krew swoją.

Wiedział nasz Zbawiciel, że człowiek miał zawsze głód i pragnienie Boga, tęsknił zawsze za zjednoczeniem się z Nim, za własnym niejako ubóstwieniem. Jest to już także prawo natury, że niższe stworzenia wciąż dążą do przemienienia się w istoty wyższe. Wszystko co tylko istnieje, instynktownie wznosi się, by dopiąć wyższego stopnia życia. (...)

Jeden tylko człowiek opuszczony przez siły przyrody. Od początku swego istnienia stęskniony, pragnie własnego niejako ubóstwienia, na próżno jednak, między nim a Bogiem pozostaje zawsze nieskończoność. Czyżby człowiek na zawsze miał pozostać niezaspokojony w swych tęsknotach?

Czytając przepisy ofiarnych ceremonii, już u ludów pogańskich spostrzegamy, że obecni spożywali dary ofiarne, aby w ten sposób wchłonąć w siebie niejako istotę boską, nasycić się jej jestestwem. Lecz zawsze były to jeszcze próżne wzdychania i marzenia, aby dosięgnąć Boga.

By nasycić to ludzkie pragnienie, sam Bóg musiał się zniżyć ku swemu stworzeniu. I oto w czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystus, który umiłował swoje i do końca je umiłował (por. J 13, 1), podał na pożywienie ludzkie własne swe Ciało i własną swą Krew. Ustanowił ucztę Nowego Testamentu, ucztę która ma ubóstwiać Jego wiernych. Przedziwny cud Boskiej Miłości! Człowiek przystępując do tej anielskiej uczty, nie zatraca swego bytu, jak wszystkie inne stworzenia, nie asymiluje sobie istoty tego pokarmu niebieskiego, według praw przyrody, lecz sam przeistacza się niejako w pokarm tej niewymownej uczty, którym jest sam Bóg, Jezus Chrystus. Człowiek naprawdę posiadł Boga, wywyższył się nad anioły, ubóstwił się.

Dzięki Ci, Panie Jezu Chryste, za tę ucztę, na której Ty sam bywasz spożywany, dzięki Ci za to, żeś nakazał kapłanom codziennie odnawiać tę ucztę na Twych ołtarzach, i że nas niegodnych wezwałeś do uczestniczenia w niej.

[...] Jak chleb jest naszym codziennym pokarmem, tak samo Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa winno być codziennym posiłkiem dla duszy naszej. Mamy go przyjmować wzywając „Imienia Pańskiego” (por. Ps 115, 13), bo bez boskiej pomocy nigdy nie będziemy zdolni przyjąć Go jak należy. O tę godność przyjęcia Chleba niebieskiego, troszczy się kapłan w ciągu całej Mszy św. I teraz, gdy nadeszła chwila spożycia, jeszcze zda się drżeć i wzdrygać się, sam jakoby nie wiedząc w jakich słowach ma przemówić do Tego Gościa Niebieskiego, i jakim sposobem zaprosić Go do swego serca.

Z tego zakłopotania wyprowadza go przykład ewangelicznego setnika. Gdy mu bowiem zachorował jego ukochany sługa, udaje się do Jezusa prosząc o cud. Jezus widząc jego głęboką wiarę, kieruje swe kroki w stronę jego domu, a wtedy ten wstrzymując Go woła w najgłębszej pokorze: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale rzeknij tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój” (Mt 8, 8). Przedziwna wiara w moc słowa Bożego! Zachwycił się Boski Mistrz tymi słowami i uczynił zadość prośbom setnika. Kapłan przejmując się uczuciami setnika, trzymając w ręku święte postacie i bijąc się w piersi, po trzykroć woła z głębi serca za setnikiem: „Panie nie jestem godzien... lecz rzeknij tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja”.

Zob. Msza święta w przeżyciu kontemplacyjnym, t. 9, s. 195-197.

Czy jest radość, która nie przemija? Byłby wielki zawód, gdyby jej nie było. Ona rodzi się z ofiary, bo choć ofiara też się kończy śmiercią ofiarnika, przecież ona ma swoje zmartwychwstanie; ona łączy się z ofiarą Chrystusa, z Jego życiem i z Jego śmiercią, ale zmartwychwstaje z Nim razem i wstępuje z triumfem wiecznej radości, która się zaczęła, ale się uwiecznia w Bogu.

Zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa jest radosnym alleluja, jakby przedsmakiem życia niebieskiego i uszczęśliwiającego widzenia Boga. Jeśli się przypatrzymy chwalebnym dziejom zmartwychwstałego Pana, zauważymy, że mają one znamię i charakter pokoju i ciszy, są przesiąknięte łaskawością i miłością, słodyczą i wdziękiem, niosą smak nie tego przejściowego życia, lecz przemawiają do nas szczęściem wieczności.

Potrzeba było, by Chrystus z martwych powstał. Bowiem przez zmartwychwstanie jaśnieje sprawiedliwość Boska. Widzimy tu dobitnie, że cierpienia tego czasu, zniesione dla sprawy Bożej, nie pozostają bez nagrody. Chrystus wyniszczył samego siebie, okazał najwyższą miłość i posłuszeństwo aż do śmierci, dlatego Bóg Go wywyższył nie tylko, co do duszy, ale i co do ciała przez chwalebne zmartwychwstanie.

Po wtóre „potrzeba było, by Chrystus zmartwychwstał” dla naszej nauki i utwierdzenia wiary, bo chociaż „ukrzyżowany jest w niemocy, żyje z mocy Bożej”. „I jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżne jest przepowiadanie nasze i próżna jest wiara nasza”. Zmartwychwstanie jest więc najmocniejszym dowodem Bóstwa Chrystusa i prawdy o tym, co powiedział i uczynił.

Po trzecie zmartwychwstał dla podniesienia naszej nadziei, byśmy widząc, że Chrystus, który jest naszą Głową, zmartwychwstał, spodziewali się również powstać z martwych.

Po czwarte zmartwychwstał, aby nas pouczyć, abyśmy jak Chrystus powstał z martwych przez chwałę Ojca, tak byśmy i my chodzili w nowości życia, bo Chrystus zmartwychwstając już nie umiera, tak przeto i wy uważajcie się za umarłych dla grzechu a żyjących dla Boga.

Wreszcie wstał z martwych, aby uzupełnić nasze zbawienie. Bowiem, „jak wycierpiał zło umierając za nas, by nas uwolnić od złego, tak przez śmierć zyskał chwałę, by nas poruszyć do dobrego” (św. Tomasz).

„Wydany został za niesprawiedliwości nasze, a powstał na usprawiedliwienie nasze”. Tak, więc zmartwychwstanie Chrystusa jest najpierw źródłem naszego duchowego zmartwychwstania z grzechu, potem pobudką do cnoty i wreszcie jest zapewnieniem naszego zmartwychwstania w ciele.

Kto chce iść aż do grobu, aż do chwały zmartwychwstania, pierwej niech niesie krzyż, niech cierpi. Krzyż i zmartwychwstanie są nierozdzielne. Od krzyża trzeba zaczynać, bo chwała jest z cierpienia, a z nią pokój przewyższający wszelki zmysł.

W zmartwychwstaniu będzie pełne alleluja, w duchowym zmartwychwstaniu będzie zapoczątkowanie życia wiecznego przez kosztowanie pokoju, tego pokoju, który przewyższa wszystkie utrapienia tego życia.

Cóż wam dodam na końcu tego rozważania? Chyba ten okrzyk miłości św. Pawła, który woła także do nas: „nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata (Ga 6,14). Taka jest bowiem droga do zmartwychwstania i do wniebowstąpienia! Amen.

Sługa Boży Anzelm Gądek OCD, z: Kazanie na Zmartwychwstanie Pańskie. Łódź, 1961. (frg.)

Czterdzieści dni upłynęło od narodzenia Dzieciątka Jezus. Prawo żydowskie nakazywało matce, po urodzeniu pierworodnego syna, stawić się w świątyni z dziecięciem, aby to dziecię wykupić parą synogarlic lub gołąbków (Łk 2, 22nn). Józef i Maryja zastosowali się do tego przepisu, aczkolwiek przepis ten, co do ofiarowania Bogu pierworodnych synów i co do oczyszczenia matek, nie obowiązywał Pana Jezusa ani Jego Matki Najmilszej. Po raz pierwszy Bóg – Stwórca świata – Pan nieba i ziemi, który sam będąc świątynią, świątyni nie potrzebował, przekraczał jej progi; aby tam złożyć hołd Ojcu swemu.

A żył w tym czasie w Jerozolimie staruszek Symeon, mąż sprawiedliwy i pobożny, otrzymał on obietnicę od Ducha Świętego, iż nie zejdzie ze świata póki nie ujrzy Chrystusa. Wiedziony Duchem przybył do świątyni, a ujrzawszy Maryję, Józefa i świętą Dziecię, poznał z Ducha Świętego, że jest to Ten, którego oczekiwano tyle wieków. Wziął Dziecię w objęcia swe i z radością wołał: „Teraz wypuszczasz sługę Twego, Panie w pokoju, albowiem wzrok mój ujrzał Twe zbawienie, któreś zgotował wobec wszystkich ludów” (Łk 2, 29-31). Zbliżywszy się do Maryi, składał Jej życzenia, wykazał wielkość posłannictwa Bożej Dzieciny, przeznaczonej na upadek i powstanie wielu w Izraelu i przepowiadał, że przyjdzie chwila, gdy temu Dziecięciu sprzeciwiać się będą, a duszę Maryi przeszyje miecz. W świątyni była i Anna; żyła ona naprzód w dziewictwie, krótko w stanie małżeńskim, a owdowiawszy dzień i noc trwała na usługach świątyni w modlitwie. Ona to rozpowiadała wszystkim o tym, co się zdarzyło (por. Łk 2, 36nn).

Opowiadanie to jest piękne samo w sobie, ale nasuwa myśli nader głębokie. Oto Matka Najświętsza składa Bogu najdroższą i najdoskonalszą ofiarę; niesie Dziecię pierworodne nie dlatego, by była zmuszona, ale czyni to dla naszego zbawienia. Niesie Jezusa, bo wie, że składając Go Bogu, składa Go równocześnie na ofiarę dla ziemi. Oto nauka dla nas – jeśli Bogu składamy ofiarę, powinniśmy ją składać z tego, co nas najwięcej kosztuje.

Również Dziecię składa ofiarę – przedstawia się Ojcu niebieskiemu, jako grzesznik, bo grzechy nasze przyjmuje na siebie. Daje Ojcu to, co ma najdroższego: Siebie Samego. Stąd nauka dla nas: dawać powinniśmy Bogu siebie samych. (...)

Gdy się przypatrzymy staruszkowi Symeonowi i Annie, to zobaczymy, że całe ich życie było pełne dobrych uczynków. On pełen ufności oczekuje Boga, ona pewna, że otrzyma zapłatę. – Dzisiaj nieśliście gromnice, czyli świece płonące. Jezus Chrystus ma być światłem naszym w długiej czy krótkiej procesji, jaką nam Bóg naznaczy. Świeca, to wiara, która ma nam przyświecać i przenikać uczynki, aby one chwaliły Boga, który jest w niebie.

Dziś weźmiemy ten piękny obraz i zastanowimy się nad tym, nad czym nie rozmyślaliśmy jeszcze: oto ten staruszek drżący, trzęsący się, osiwiały w służbie Bożej, oczekuje zbawienia. Trzyma na drżących rękach Dziecię, trzyma Boga samego. Czy to nie piękny kontrast? Z jednej strony starzec, chylący się nad grobem, z drugiej prześliczne, budzące się do życia Dziecię. Starzec szczęśliwy i Dziecię szczęśliwe. Pod wpływem tego szczęścia - Dziecię, chociaż ustami przemawiać nie może, sercem przemawia, a starzec Symeon światłem Ducha Świętego przenikniony, staje się poetą i śpiewa przecudny hymn, bo trzyma w ręku Boga samego. Kim jest ten starzec, a Kim to Dziecię?

Widzieliście może starca z długą brodą, trzymającego i rozdającego liczne dary. Ten starzec to czas. A kim to Dziecię w jego rękach? Wieczność, która zawsze jest młoda, zawsze wiosenna. A czas? O, czas jest najstarszy na świecie. Z chwilą, gdy Bóg stworzył świat, czas się rozpoczął. Płynie i starzeje się z każdą chwilą, i nic starszego nie ma nad czas. A Dziecię? To wieczność zawsze świeża, która się nigdy nie zmieni.

Cóż to jest czas? Święty Augustyn, ten wielki mędrzec, powiada: gdy się mnie nie pytasz, to wiem, czym jest, ale kiedy się zapytasz, już nie wiem, już moment ten upłynął i nastał nowy. To, co minęło nie jest czasem, ani to, co przyjdzie, tylko między tym, co było a tym, co będzie, jest czas. Płynie szybko, nieuchwytnie, a dlatego, że jest nieuchwytny najdroższy jest na świecie. Za żaden pieniądz nie kupimy czasu. (...)

Tak, czas jest tak drogi, że kupić go nie można. (...) Dlatego św. Mędrzec pisze: „Oto teraz czas łaski, czas zbawienia” (2 Kor 6, 2; Iz 49, 8). (...) Jak wyzyskać czas? Wróćmy do dzisiejszej Ewangelii. Symeon, pełen Ducha Świętego oczekuje Chrystusa Pana. To znaczy, że jeśli chcemy czas naprawdę wyzyskać, musi to być czas pełen Ducha Świętego. (...) Trzeba, więc czas napełnić Duchem Świętym. Postaw skałę, zwietrzeje, postaw marmur, skruszy się, ale postaw uczynek dobry, ten po wiekach nie przeminie. Co uczynisz dobrego, to trwa całe wieki.

Symeon, pełen Ducha Świętego, pełen dobrych uczynków, oczekiwał zbawienia. Czy zawiódł się? O nie! Na jego rękach spoczywa Święte Dziecię. Nie został zawstydzony, dobre uczynki sprowadziły na jego ręce Boga samego. Z oczu Dzieciny Boska radość przechodzi w serce starca. – Jeśli czas naprawdę wyzyskamy, to w rękach i sercach, w działaniu i pracy naszej będzie Bóg. Cokolwiek uczynimy w czasie, będzie uczynione na wieczność. Tak czyńmy i korzystajmy z czasu, który nam Bóg daje. A jeśli w pracach i uczynkach będzie Bóg, jeśli czas wypełnimy Bogiem, zapewniam was, będziemy oglądali Boga samego. Amen.

Kazania Niedzielne, 1923 r.