Przeskocz do treści

?Błogosławioną zwać mnie będą wszystkie narody? (Łk 1, 48). Nasz polski naród słusznie może się chlubić, że we czci Bogarodzicy Dziewicy idzie na czele innych narodów. Świadczy o tym każde serce prawego syna Polski. Świadczą drożyny i lipy przydrożne, chaty ubogie i bogate pałace, i kościołów Maryi wysmukłe wieże, świadczy historia całego narodu, że Maryja jest naszą chwałą, naszą radością i obroną. Błyszczy też na Jej skroniach korona Polski na znak, że Ona jest naszą Panią i Monarchinią, że wszystko, co u nas najlepsze, skupia się we czci Maryi.

Polonia semper fidelis ? Polska zawsze wierna swej wierze katolickiej ? wykarmiona i wychowana była przez Matkę naszej wiary i wykołysana przez Matkę Jezusową. Krótki rzut oka na przebieg dziejowych wypadków Ojczyzny dla nieuprzedzonego oka jest tego dostatecznym dowodem.

Od czasu, gdy Polska przyjęła chrzest święty i tym samym weszła do wielkiej rodziny chrześcijańskiej, naród nasz, o potężnym napięciu uczuciowym, zrozumiał zaraz znaczenie Matki Jezusowej. (...) Obok krzyża Jezusowego, znaku zbawienia i wiary naszej, stoi zawsze Matka serdeczna w miłości i w boleści, gotowa czynić dobrze i pocieszać. Toteż miłość do Maryi, Jej pieśni, Jej kościoły i przydrożne kapliczki ? to najlepszy nasz pedagog w wychowaniu rodzinnym i narodowym. Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja, pieśń najstarsza i najpiękniejszy hymn narodowy, była dla nas najpopularniejszym katechizmem i wyznaniem wiary. Tę pieśń śpiewały matki dzieciom swoim przy kolebce, śpiewali ją wśród potu pracy ojcowie na roli i wśród szczęku oręża nasi rycerze.

Ze światłem wiary i blaskiem krzyża Jezusowego w Polsce, Maryja objęła rolę wychowawczyni narodu. Że to wychowanie było Boże i skuteczne, świadczy nie tylko dziwnie pokojowy przebieg nawrócenia całego narodu i dziwnie szybkie przyjęcie wiary, lecz także niezwykłe cnoty naszych ojców, jakie zakwitły pod wpływem Boskiej nauki i takiej nauczycielki i wychowawczyni. Niepodobna bowiem było narodowi ze szlachetnym uczuciem serca oprzeć się takiemu urokowi, jaki wywierała na duszach Matka pięknej miłości. Jeśli to prawda, że łatwiej się oprzeć rozumowi niż sercu, to szczególnie jest to prawdą w naszym usposobieniu. Stąd też Maryja zawładnęła sercami naszymi i wcześniej, nim nasze usta śpiewały, stała się naszą serdeczną Matką.

Skutki wychowania nie każą długo na siebie czekać. Naród wydaje świętych, którzy wyrośli w szkole i pod okiem Bogarodzicy. Święty Stanisław, biskup krakowski, to pierwszy kwiat w koronie Maryi. Ten święty męczennik, który nie wahał się stanąć w obronie uciśnionych przeciw samowoli króla, podnieść swój głos w obronie Boskich zasad wiary i obyczajów, i raczej dać się poćwiartować, niż milczeć, świadczy swym hartem i mocą ducha, jakich Maryja miała synów. Tak miłość do Maryi nie tylko nas wychowywała, ale dawała narodowi Bożych wychowawców. Snują się potem przed oczyma narodu przepiękne postacie, aby razem z Maryją i pod Jej kierownictwem czerpać świętość i nieść ją swoim owieczkom i współbraciom. W ślad za tym wielkim męczennikiem i przewodnikiem we czci Maryi idą następcy na stolicach biskupich, jak Błogosławiony Bogumił, Wincenty Kadłubek, Iwo Odrowąż, Jakub Strepa. Wielcy ci pasterze i duchowi przywódcy narodu przodowali w synowskim przywiązaniu do Maryi. Toteż wychowują oni nie tylko serce, ale stają się apostołami wiedzy, którą naród mógł czerpać pod okiem takich mężów ze źródeł zdrowych, fałszem nie zatrutych.

Nie tylko pojedyncze postacie występują na ziemiach naszych, lecz mnożą się ogrody Maryjne, w których pielęgnowane ręką Maryi wykwitają najpiękniejsze lilie. Jacek, syn św. Dominika, Czesław, jego brat, Bronisława, ich siostra, roznoszą nabożeństwo Maryi, czy to słowem apostolskim w najdalsze krańce Polski i Rusi, czy też życiem bogomyślnym podają wzór, jak naśladować Maryję, obierając najlepszą cząstkę (por. Łk 10, 42). Święty Jacek szczególnie jest jakby symbolem całego narodu. Niesie on w jednej ręce monstrancję, a w drugiej posąg Maryi, dając przez to narodowi naoczny wzór, jak przez cześć do Maryi ma zdążać do Jezusa. Z tych też ogrodów zakonnych rozeszła się niebawem woń róż, to jest różańca świętego, przez zakon dominikański, potem duch modlitwy przez suknię Maryi, czyli szkaplerz karmelitański. Nie było Polaka, nie było rycerza, który by obok pałasza nie miał i różańca, a na piersiach swych puklerza Maryi, szkaplerza świętego. Te dwa nabożeństwa stały się domowymi, rodzinnymi, do których później przyłączyły się Godzinki do Matki Boskiej, tak że cały naród stał się psałterzem Maryi.

Cześć do Matki Boga zapuszcza głębokie korzenie na dworach książęcych, w których wzory świętości świecą całemu ludowi. Błogosławione: Kinga, Jolanta, Jadwiga, czerpały u stóp Maryi cnoty domowego współżycia i czystości obyczajów, nawet w stanie małżeńskim zachowując wysokość dziewictwa. Któż im dał taką moc ducha i tak wysokie pojęcie cnoty, jeśli nie wychowanie przy boku tej Królowej...? (...)

Maryja, wdzięczna swym sługom, darzy Polskę swoimi względami i obiera za główną swoją stolicę Jasną Górę w Częstochowie, która staje się duchową stolicą Polski ? Jeruzalem, gdzie schodzą się czciciele Maryi, a każdy wierzący katolik uważa sobie za obowiązek miłości, choć raz w życiu nawiedzić swoją Matkę i Królową. Z tą nową, duchową stolicą Polski, Częstochową, łączy się życie narodu, wiążą się jego dzieje i życie prywatne. Tutaj, u stóp Królowej Niepokalanej, królowie i senatorzy, wodzowie i żołnierze, biskupi i lud wierny, zanoszą swe modły, czynią śluby, składają zwycięskie miecze lub zawieszają na wrogach zdobyte sztandary. Stała się przez to Maryja rzeczywistą Królową Polski, umieszczając swój tron najpewniejszy, bo utwierdzony w sercach poddanych. Umieszcza też w swej koronie najpiękniejszy klejnot, wybierając go z rodziny królewskiej. Święty Kazimierz, królewicz, codziennie chwali Maryję cnotą i ustami, przenosząc cnotę nad koronę, a czystość nad życie. Potius mori, quam foedari! - Raczej umrzeć, niż się skalać!

Wiek następny zaznaczył się w całej Europie wielkim zepsuciem obyczajów, reforma luterańska i innych kacerzy zatruła dusze fałszem, a serce odarła z nabożeństwa do Maryi. Polska jednak mniej odczuła ten zalew niszczycielski niż inne narody. Naród nasz nie mógł przyjąć nowej wiary, bo w niej nie było Matki Jezusowej. W tych smutnych czasach, kiedy zwłaszcza młodzież zabawiała się nowinkami heretyckimi, Maryja wybiera (...) św. Stanisława Kostkę, młodzieniaszka anielskich obyczajów i anielskiego nabożeństwa do Maryi. Daje nam Maryja w tym świętym, polskim dziecku wzór, zwłaszcza dla młodzieży, jak zachować nieskalaną młodość przez miłość do Eucharystii i przez miłość do Matki pięknej miłości. Jakże cudowny jest ten młodzieniaszek w swych porywach do Matki Boga: ?Przecież to Matka moja!? Staje się ten święty symbolem nowego kontaktu, jaki Maryja zawiera z duszą młodzieży: przez miłość Maryi ? (...) do Jezusa, do prawdziwej wiary i do czystości obyczajów!

Gdy następnie cały naród tonął w potopie nieszczęść i wojen, budzi go Maryja do obrony przez cud Częstochowy. Czego nie zdołały uczynić piersi narodu, zarażone niewiarą, to uczyniły piersi wielkiego czciciela Maryi, pokornego zakonnika (Ojciec Augustyn Kordecki, przeor klasztoru Paulinów na Jasnej Górze), który nie dopuścił wrogów do Jej sanktuarium, ale z garstką obrońców obronił Jasną Górę. Cud ten prawdziwy odnowił naród we czci do Maryi i pobudził go przy boku króla do obrony Ojczyzny. W tych, pełnych udręki czasach zdobywa się naród na wiekopomne śluby: przez usta króla Jana Kazimierza, aktem urzędowym i publicznym w katedrze lwowskiej ogłasza Maryję Królową całego Królestwa Polskiego, oddaje się Jej w szczególniejszą opiekę i przyrzeka szerzyć Jej cześć, a zwłaszcza brać w opiekę tych, którzy tego serca macierzyńskiego najbardziej potrzebują: ubogi i uciśniony lud, ten lud najwierniejszy Maryi.

Następnie Maryja wsławiła imię Polski cudownym zwycięstwem króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Zwycięstwo to dało całemu światu nowe święto Matki Najświętszej, mianowicie święto Imienia Maryi. Tak Maryja swoje imię złączyła z imieniem Polski i jej synów, a przez to Polskę wsławiła w całym Kościele katolickim.

Ślubów Jana Kazimierza złożonych u stóp Maryi nie dotrzymano, naród zaczął obojętnieć we czci swej Królowej i chylił się coraz bardziej do upadku. Utraciliśmy byt polityczny i dostaliśmy się w niewolę obcych, bo nie chcieliśmy dźwigać słodkich kajdan niewoli w służbie Maryi. W tych najsmutniejszych czasach niewoli zajaśniała znowu Maryja, jako nasza opiekunka i Królowa.

Śpiewali żołnierze na obczyźnie: ?Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy, co nam obca przemoc wzięła, mocą odbierzemy?. Nie moc oręża, ale moc miłości do Maryi pozwoliła nam przetrwać te najcięższe czasy. Polska nie zginęła, bo jej Królową była Maryja. Przez krew męczenników podlaskich, przez męczarnie Sybiru, przez łzy katowanego ludu za wiarę i język, przez wysiłki patriotów, przebijała się jedna potężna nuta, nuta serdecznej Matki, która nie zapomniała o swym narodzie. Ojczyzna powstała cudem, przez morze łez i krwi. Lecz trzeba było jeszcze cudu Maryi, żeby nam przypomnieć, że to Jej zawdzięczamy wolną Ojczyznę, że Ona jest naszą Królową.

Zaledwie Ojczyzna przyszła do życia, a już czyhał na nią moloch bolszewizmu i całą nawałą niósł jej zagładę. Cud nad Wisłą, ten wielki cud w dzień Wniebowzięcia Maryi, czyż nam nie głosi, komu zawdzięczamy zwycięstwo i ustaloną państwową egzystencję? Podczas gdy dzieci bezbronne szły do walki, w Częstochowie modlili się na klęczkach, u tronu Maryi, biskupi, wodzowie duchowi narodu, a z nimi modlił się cały świat katolicki do Królowej Polski. I stał się cud wielki i wielkie zwycięstwo!

Stąd też, gdy 3 maja obchodzimy uroczyście święto Królowej Korony Polskiej, niechże wszystkie polskie serca się ożywią i u stóp swej Królowej złożą nowe ślubowanie, że w sercach naszych Maryja zawsze będzie Królową, a w ustach naszych i duszach nigdy nie będzie dosyć o Maryi! Niechże modlitwa wiernych Jej dzieci płynie w niebo za Ojczyznę, szczególnie za młodzież, by przez Nią odnowił się naród cały i utwierdził we czci swej Pani i Królowej, by złączyły się rozdarte serca, jak już złączyły się rozdarte ziemie, by na tej polskiej i Maryjnej ziemi wszystkie serca złączyły się w jeden chór chwały ku czci Maryi:

Tyś polskiego Królestwa największą obroną

Tyś od nieprzyjaciela tarczą i zasłoną,

Wszakże Twoja nad Polską łaska zawsze słynie,

Pod cieniem Twej opieki włos z głowy nie zginie!

Br. Anzelm od św. Andrzeja Corsini

Głos Karmelu 2(1928) 130-134.

Zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa jest radosnym alleluja, jakby przygrywką i przedsmakiem życia niebieskiego i uszczęśliwiającego widzenia Boga. Jeśli się przypatrzymy chwalebnym dziejom zmartwychwstałego Pana, zauważymy, że mają one znamię i charakter pokoju i ciszy, są przesiąknięte łaskawością i miłością, słodyczą i wdziękiem, niosą smak nie tego przejściowego życia, lecz przemawiają do nas szczęściem wieczności.
Między wydarzeniami z tego okresu najbardziej znamienne są objawienia zmartwychwstałego Pana. Sam fakt zmartwychwstania pozostaje w cieniu. O sposobie, jak zmartwychwstał, o chwale i blasku, o wspaniałym tryumfie nad śmiercią i nad nieprzyjaciółmi mało wiemy, raczej pokryte są one wymownym milczeniem. Bez wątpienia ukazał się Pan Jezus swojej Matce najdroższej i z Nią obcował, ale o tym objawieniu Ewangeliści milczą i bardzo słusznie, bo żadne słowo ludzkie ani anielskie nie jest zdolne nawet dotknąć tych przeżyć wewnętrznych, ani rzucić choćby nieznacznego światła na to obcowanie miłości i radości. Są to tajemnice i zostaną na zawsze tajemnicami ich wzajemnego życia, zakrytymi przed naszymi zmysłami i nie dającymi się wypowiedzieć w słowach.
Następnie zmartwychwstały Pan Jezus ukazał się niewiastom, jakby w nagrodę, że one, choć słabsze naturą, okazały się mocniejsze wiarą niż mężczyźni. Ukazał się Magdalenie pokutującej i płaczącej, niegdyś grzesznicy, a teraz więcej od innych miłującej, (...) uczynił ją apostołką swego zmartwychwstania dla samych Apostołów. Ukazał się i Piotrowi, także pokutującemu, ale przede wszystkim jako głowie swego Kościoła, by on był z urzędu świadkiem zmartwychwstania i utwierdzał swoich braci. Kolejno następują dalsze objawienia się: dwom uczniom w drodze do miasteczka Emaus, w prześlicznej scenie rozmowy Podróżnego z towarzyszami podróży i poznania Go przy łamaniu chleba. Objawienie się Pana Apostołom, wspólnie zebranym bez niewiernego Tomasza, a następnie razem z nim, mają swoją wymowę pokoju i łagodnego wyrzutu dla niewiary uczniów i błogosławieństwa dla tych, co nie widzieli a uwierzyli. Znamienne jest objawienie się nad Jeziorem Tyberiadzkim, gdzie Pan Jezus powierza Piotrowi prymat w Kościele i przepowiada mu rodzaj śmierci. W objawieniu się pięciuset braciom na górze zleca im urząd przepowiadania Ewangelii po całym świecie i nakazuje im chrzcić w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Na końcu ukazuje się uczniom w Jerozolimie, zapowiada przyjście Ducha Świętego i błogosławiąc wszystkim, wstępuje do nieba.
Jaki był przedmiot rozmów Pana Jezusa z uczniami? Pierwszym tematem było udowodnienie faktu zmartwychwstania i konieczności uprzedniego cierpienia. "O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?" Ten sam argument wysuwa Pan Jezus i uzasadnia go w objawieniu się jedenastu Apostołom. Kiedy ich pozdrowił: Pokój wam, a okazawszy im ręce i nogi powiedział im: To są słowa, które wam mówiłem, będąc jeszcze z wami, że potrzeba było wypełnić wszystko, co było napisane w prawie Mojżesza, w Psalmach i Prorokach o Mnie. Wtedy otworzył im umysł, żeby rozumieli Pisma i rzekł im, że tak jest napisane i tak było potrzeba, aby Chrystus cierpiał i wstał z martwych trzeciego dnia. I żeby w Imię Jego było przepowiadane wszystkim narodom nawrócenie i odpuszczenie grzechów.
Następnie, w swoich objawieniach po zmartwychwstaniu, Pan nasz kładzie nacisk na dwie przede wszystkim prawdy: na konieczność zmartwychwstania i na konieczność pokuty czyli krzyża.
"Potrzeba było, aby Chrystus cierpiał i tak zmartwychwstał". Trzeba zatem, byśmy te dwie prawdy coraz lepiej rozumieli i podróż naszą kierowali w stronę krzyża i przyszłego zmartwychwstania. "Potrzeba było, by Chrystus z martwych powstał". Bowiem przez zmartwychwstanie jaśnieje sprawiedliwość Boska. Widzimy tu dobitnie, że cierpienia tego czasu, zniesione dla sprawy Bożej, nie pozostają bez nagrody. Chrystus wyniszczył samego siebie, okazał najwyższą miłość i posłuszeństwo aż do śmierci, dlatego Bóg Go wywyższył nie tylko co do duszy, ale i co do ciała przez chwalebne zmartwychwstanie. Po wtóre "potrzeba było, by Chrystus zmartwychwstał" dla naszej nauki i utwierdzenia wiary, bo chociaż ukrzyżowany jest w niemocy, żyje z mocy Bożej. "I jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżne jest przepowiadanie nasze i próżna jest wiara nasza". Zmartwychwstanie jest więc najmocniejszym dowodem Bóstwa Chrystusa i prawdy o tym, co powiedział i uczynił. Po trzecie zmartwychwstał dla podniesienia nadziei naszej, byśmy widząc, że Chrystus, który jest naszą Głową, zmartwychwstał, spodziewali się również powstać z martwych. Po czwarte zmartwychwstał, aby nas pouczyć, abyśmy jak Chrystus powstał z martwych przez chwałę Ojca, tak byśmy i my chodzili w nowości życia, bo Chrystus zmartwychwstając już nie umiera, tak przeto i wy uważajcie się za umarłych dla grzechu a żyjących dla Boga. Wreszcie wstał z martwych, aby uzupełnić nasze zbawienie. Bowiem, "jak wycierpiał zło umierając za nas, by nas uwolnić od złego, tak przez śmierć zyskał chwałę, by nas poruszyć do dobrego" (św. Tomasz). "Wydany został za niesprawiedliwości nasze, a powstał na usprawiedliwienie nasze?. Tak więc, zmartwychwstanie Chrystusa jest najpierw źródłem naszego duchowego zmartwychwstania z grzechu, potem pobudką do cnoty i wreszcie jest zapewnieniem naszego zmartwychwstania w ciele.
Jednak jak powstanie z martwych było konieczne, tak pierwej było konieczne cierpienie. Bezsprzecznie Chrystus cierpiał nie z jakiegoś przymusu, bo przecież dobrowolnie położył duszę swoją za braci, ani też nie z przymusu ze strony Boga. Zważywszy jednak cel, dla którego Chrystus przyszedł na ten świat, konieczne było, by cierpiał. Bo najpierw On wziął na siebie grzechy nasze, ażeby za nie zadośćuczynić sprawiedliwości Boskiej według praw słuszności. Dlatego wypadało podwyższyć Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego uwierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Po wtóre cierpienie było konieczne ze strony Chrystusa, który przez pokorę cierpienia zasłużył na chwałę wywyższenia. "Czyż nie wypadało, aby Chrystus cierpiał, a tak wszedł do swojej chwały?" Po trzecie, by wypełniło się, co o Chrystusie było napisane w słowie Bożym. Po czwarte, byśmy na przykładzie Chrystusa nauczyli się nieść krzyż i godnie umierać.
Ta podwójna konieczność: cierpienia i zmartwychwstania Chrystusa okazuje się jasno czy to z Pisma świętego, czy to z przykładu samego Chrystusa. I taki też jest dział nasz i taki sposób naszego życia: cierpieć i umrzeć, być wskrzeszonymi i powstać z martwych w naszym codziennym życiu. Taka jest prawda i prawo pozostawione nam przez Chrystusa. Kto chce iść za Mną, niech zaprze się samego siebie, weźmie swój krzyż codziennie i niech idzie za Mną. I kto chce iść aż do grobu, aż do chwały zmartwychwstania, pierwej niech niesie krzyż, niech cierpi. Krzyż i zmartwychwstanie są nierozdzielne. Od krzyża trzeba zaczynać, bo chwała jest z cierpienia, a z nią pokój przewyższający wszelki zmysł.
(...) W zmartwychwstaniu będzie pełne alleluja, w duchowym zmartwychwstaniu będzie zapoczątkowanie życia wiecznego przez kosztowanie pokoju, tego pokoju, który przewyższa wszystkie utrapienia tego życia. Cóż wam dodam na końcu tego rozważania? Chyba ten okrzyk miłości św. Pawła, który woła do nas także: "nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa". Taka jest bowiem droga do zmartwychwstania i do wniebowstąpienia! Amen.

Tajemnica Zwiastowania i pozdrowienia anielskiego (por. Łk 1, 26-38) przynagla nas, byśmy z największą czcią adorowali Słowo, które ciałem się stało (por. J 1, 14), i pozdrawiając Matkę Słowa przez słodkie Ave, złożyli Jej życzenia z powodu najwyższej godności, jaka Ją spotkała! Słowa tej niewypowiedzianej tajemnicy raczej przytłaczają umysł swoją wysokością i głębokością, mimo to poruszane są słabe nasze myśli, i kiedy ani myśl, ani słowa nie obejmą tej tajemnicy, niech je uzupełni uczucie świętej radości i podziwu.

(...) Mówi bowiem św. Augustyn, że bardziej błogosławiona była Maryja, przyjmując wiarą Chrystusa, niż poczynając ciało Chrystusa. Macierzyńskie bowiem pokrewieństwo nic by Maryi nie pomogło, jeśliby nie nosiła Chrystusa szczęśliwiej w sercu niż w ciele. Następnie ponieważ Dziewica miała być świadkiem tej tajemnicy, wypadało, by była o niej przez Boga pouczona. Po trzecie, zgodne było z planem Bożym, by także stworzenie na swój sposób współdziałało w dziele zbawienia, by Maryja w zastępstwie rodzaju ludzkiego wypowiedziała swoją zgodę, co też uczyniła, składając w ofierze Bogu swoje posłuszeństwo, mówiąc: ?Oto ja służebnica Pańska? (por. Łk 1, 38). Wreszcie, ponieważ Wcielenie było duchowym macierzyństwem między Synem Bożym a naturą ludzką, oczekiwał Bóg zgody i przyzwolenia Dziewicy w imieniu całej natury ludzkiej.

Jakże wielka była ta chwila łaski! Posłał Bóg anioła. Posłany jest anioł Gabriel, mąż Boży, siła, moc Boża. Zgadza się urząd z imieniem, bo zwiastował wszechmocnego Chrystusa. Ten sam, co niegdyś wskazał Danielowi czas przyjścia Mesjasza (por. Dn 9, 24-26), ten sam, co Zachariaszowi zwiastował poprzednika (por. Łk 1, 11) - więc godziło się, by on także Dziewicy zapowiedział Jej wybór i narodzenie Chrystusa. Nie byle kogo Bóg wyznaczył na to poselstwo, ale jednego z najwyższych duchów, bo tego wymagała godność Syna Bożego. Wielu uważa, że Gabriel jest z hierarchii tych, co stoją przed Bogiem i niekiedy spełniają misję dla ratowania narodów, zgodnie ze zdaniem św. Pawła, że wszyscy oni są posługującymi duchami posłanymi na pomoc tym, których dziedzictwem jest zbawienie (por. Hbr 1, 14), a że zwiastował najwyższe rzeczy Dziewicy, wypadało, żeby był najwyższy. Stąd i św. Tomasz sądzi, że był najwyższym z chórów Archaniołów.

Przedziwnie ukazuje się porządek Opatrzności Boskiej w tym, że anioł zwiastuje tajemnicę Boskiego Wcielenia. Najpierw pouczeni są aniołowie o tajemnicy Boskiej łaskawości Słowa, a następnie przez nich przychodzi łaska poznania dla ludzi.

(...) Posłany jest anioł do Nazaretu. Szczęśliwe miasteczko, szczęśliwy domek, na którym spoczęło upodobanie całej Trójcy Najświętszej! Szczyci się z posiadania tego domku Loretto i pewno nie ma godniejszego od niego. Imię Dziewicy, do której niebieski poseł jest skierowany, brzmi Maryja. Ileż to razy imię to bywa pozdrawiane! Ile rodzi uczuć świętych, i ile wypuszcza latorośli cnót! Ile cudów czyni, jak słodko i melodyjnie się śpiewa! Ono jedno, wszystko zamyka. Gdy je wymawiasz, Dziewicę pozdrawiasz, czcisz Niepokalaną Matkę Jezusa i twoją, nazywasz Ją Matką łaski i miłosierdzia, i Matką twojej przyszłej chwały.

I wszedłszy, anioł pozdrowił Ją z pokorą i uszanowaniem jako Panią i Królową. Ave! Pokój Tobie! Głos radosnego życzenia i głos adoracji. Łaski pełna ? to jest przepełniona, udoskonalona łaską. Jest to jakby Jej własnym imieniem.

Greccy ojcowie uczą, że to słowo oznacza pełność wszystkich łask. Maryja trzykrotnie była napełniona łaską. W pierwszym momencie swego poczęcia była zalana pełnością łaski ze wszystkimi cnotami i darami Ducha Świętego, to znaczy że była niepokalanie poczęta, czyli ze szczególniejszego przywileju Boga w pierwszym momencie poczęcia była zachowana nietknięta, wolna od grzechu pierworodnego.

O pozdrowieniu anielskim (...) mówi papież Pius IX w encyklice apostolskiej Ineffabilis Deus - Niewysłowiony Bóg: Kiedy Ojcowie Kościoła uważnie się zastanawiali nad zwiastowaniem Gabriela głoszącego najwyższą godność macierzyństwa Boskiego i pełności łaski, uczyli zgodnie, że w tym szczególniejszym i uroczystym pozdrowieniu nigdy dotąd niesłychanym jest niezbity dowód, że Bogurodzica była siedzibą wszystkich łask, ozdobioną wszystkimi charyzmatami Ducha Świętego; owszem, była tychże charyzmatów nieskończonym prawie skarbcem i przepaścią niewyczerpaną, przez co nigdy nie była pod przekleństwem.

Po wtóre, za szczególniejszym przywilejem przez całe życie swoje była wolna od wszelkiego grzechu uczynkowego, nawet najlżejszego; owszem, nie czuła żadnej pożądliwości, lecz mając całkowicie rozum poddany Bogu, także niższą część miała poddaną rozumowi. Była pełna łaski, nie tylko jej rozciągłością, lecz także intensywnością i wewnętrzną siłą. Pewne jest, że na końcu swego życia była świętsza od aniołów, jak również od pierwszych początków swego istnienia świętsza była od wszystkich tak że łaska początkowa, zasadnicza przewyższała łaskę osiągniętą przez jakichkolwiek ludzi i aniołów.

Po trzecie, ciągłymi aktami cnót i zasług w ciągu życia, zwłaszcza gdy w żywocie poczęła Syna Bożego, prawie w nieskończoność powiększała łaskę uświęcającą. Dlatego, gdy anioł głosi, że pełna była łaski, nie oznacza to pełności, która nie może już być większa, lecz oznacza łaskę największą, jaka mogła być Jej udziałem w momencie pozdrowienia, to jest taki stopień czystości i świętości, do jakiego Ją Bóg podnieść raczył, aby stała się godnym mieszkaniem Jego Syna.

Śpiewa następnie anioł: ?Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami? - jakby chciał powiedzieć: Ave, ?pełna łaski, Pan z Tobą? w każdym czasie i na wszelki sposób, pod każdym względem jesteś błogosławiona między niewiastami, bo z dobrodziejstwa Bożego sama jesteś niepokalana, najświętsza, najdroższa, boś jedna Matką Boga, boś jedna Matką i Dziewicą. Mówiąc zaś: między niewiastami - a nie między wszystkimi ludźmi, anioł ma na względzie przede wszystkim godność Jej macierzyństwa Boskiego, które wszystko i wszystkich przewyższa.

Zatrwożyła się najpokorniejsza Dziewica. Zatrwożyła się z dziewiczej wstydliwości, jak chcą niektórzy, a może raczej i prawdziwie ze swojej pokory, bo nie mogła pojąć, by takie pochwały Jej się należały, bo uważała się za niegodną takiego uznania, jakie głosiły słowa anioła. Dlatego też w duszy dopuściła uczucia bojaźni, które wywołały na twarzy wyraz trwogi.

(...) Święty Tomasz, jak zwykle uczenie i głęboko streszcza przebieg tej tajemnicy. Trzy rzeczy zamierzał anioł wytłumaczyć Dziewicy. Najpierw chciał Jej zwrócić uwagę, by się zastanowiła nad tym, co Jej zapowiadał, a uczynił to, pozdrawiając Ją niezwykłym pozdrowieniem. W tym pozdrowieniu powiedział Jej anioł o Jej zdolności poczęcia, kiedy mówił: Ave - Zdrowaś, łaski pełna; wyraził poczęcie, kiedy powiedział: ?Pan z Tobą?; i zapewnił o honorze jaki Ją spotka, mówiąc, że jest błogosławiona między niewiastami. Po wtóre, pouczył Ją o tajemnicy Wcielenia, które w Niej miało nastąpić, co uczynił zapowiadając i poczęcie, i porodzenie. ?Oto poczniesz  i porodzisz Syna?. Objawia Jego wielkość: Ten będzie wielki i ukazuje, jak się to stanie: ?Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię?. Po trzecie, usposabiał Ją do wyrażenia zgody, przedstawiając Jej przykład Elżbiety, która wbrew prawom natury stała się matką.

Następuje odpowiedź Dziewicy; Pokorna Dzieweczka odpowiada: ?Oto ja służebnica Pańska?(Łk 1, 38) - gotowa na wszelkie usługi. Patrz na pokorę, patrz na oddanie się, woła św. Ambroży, nazywa się służebnicą Pana, która wybrana jest na Jego Matkę. ?Niech mi się stanie według słowa twego?, niech Bóg sprawi we mnie, co powiedziałeś. Tymi słowy Maryja wyraziła swoją zgodę. Zawyło piekło ze wściekłości, wąż zdradziecki podeptany został stopą Dziewicy, zagrzmiało niebo radośnie niewypowiedzianym weselem i anieli adorowali Słowo, i pozdrawiali Jego Matkę i swoją Królową. Po tych bowiem słowach, jak uczą teolodzy i Ojcowie, dokonała się tajemnica Wcielenia. Najświętsza Trójca w jednym momencie z dziewiczej materii w żywocie Maryi uformowała i utworzyła ciało, stworzyła duszę i wlała ją w ciało, i całą naturę ludzką zjednoczyła z osobą Słowa, tak że ta ludzka natura ani chwili nie była zostawiona sobie, lecz wzięta została i podtrzymana przez osobę Słowa. Ponieważ Maryja sposobem macierzyńskim poczęła i Jej poczęcie miało za cel zjednoczenie z osobą Boską, dlatego jest prawdziwie Theotokos, Matką Boga. W tym momencie Słowo ciałem się stało (por. J 1, 14).

Adorujmy to Słowo, adorujmy tajemnicę, czcijmy Matkę i Dziewicę słowami anioła; codziennie Ją pozdrawiając, prośmy, byśmy za Jej przyczyną i z Jej pełności łaski uzyskali życie wieczne, a teraz to życie wieczne zaczynajmy, służąc pokornie Matce Dziewicy. Amen.

Konferencje zakonne, Łódź 1961-1962.

Zadanie Opiekuna Rodzin

Święty Józef jest opiekunem Kościoła katolickiego. (...) Lecz tę opiekę rozciąga szczególnie na rodzinę w najściślejszym pojęciu, to jest na ten związek męża i niewiasty, nazwany ?wielkim sakramentem? (por. Ef 5, 32) i nierozerwalnym (por. Mt 19, 6), z którego wychodzą dzieci Boże na zaludnienie ziemi i nieba, na rozszerzenie Królestwa Jezusowego na ziemi.

Święty Józef powtarza w tej rodzinie ten sam urząd, jaki spełniał w Nazarecie, z tą samą wiernością, stojąc na straży świętości rodziny chrześcijańskiej. Z tytułu ojcostwa, jakie spełniał względem Syna Bożego, z tytułu Oblubieńca i męża Niepokalanej Dziewicy, z tytułu, że wychował nam i zachował naszego Zbawiciela, i stał na straży godności Jego Matki, przejmuje obecnie opiekę nad rodzinami chrześcijańskimi, o którą zwraca się do niego Kościół święty. Czyż może być godniejszy opiekun rodziny nad św. Józefa?

Podstawy rodziny

a) Świętość. Pierwszym fundamentem rodziny jest świętość samego związku, opartego na prawie Boskim, którego wykładnikiem jest Kościół. W tę świętość związku, w sakrament jedności i nierozerwalności godzą w tych czasach, jak i zawsze, wrogowie wiary i Kościoła, bo wiedzą lepiej nieraz od samych katolików, że to podstawa najmocniejsza wszelkiego porządku społecznego, wszelkiego wychowania, że to jest źródło, z którego płyną czyste wody na odnowienie ludzkości. To źródło zatruć, ten fundament obalić, to znaczy zniweczyć życie prawdziwej miłości, udaremnić wychowanie, skazać pokolenia całe na zatrucie.

Nad świętością związku rodzinnego czuwa głowa rodziny z Nazaretu - św. Józef. Czyż może być piękniejszy związek nad ten, którego głową był mąż sprawiedliwy? (...)

b) Miłość. Drugim fundamentem rodziny jest miłość. Nie ta, która opiera się na wdziękach ciała i budzi lub zaspokaja zmysły, lecz ta, która zdolna jest do największego dzieła: połączyć dusze i ciało do największego dzieła, które może być przyrównane do dzieła stworzenia. Jakże tu potrzeba czystej i Bożymi pobudkami kierowanej miłości! Któż i która rodzina wstąpi na te wysokie wyżyny? Jedynie ten i ta rodzina, która wpatruje się w męża bez skazy, który swą czystością obejmuje i chowa, jako skarb najdroższy, dwie najczystsze Istoty: Maryję i Dziecię. Miłość na wzór Józefa pojęta i spełniana przetrwa wszystkie zmienności i kaprysy serca ludzkiego, utwierdzi związek serca miłością Boga, w której wszystko jest szczęściem. To szczęście znajdzie się i w trudach pracy, znajdzie się i w ubóstwie, spotęguje się cierpieniem zniesionym dla rodziny, odniesie triumf nad wszelką pokusą, którą podszepnie świat, czart, czy ciało.

c) Dziecko. Trzecim fundamentem rodziny jest życie, które objawia się w dziele świętości i miłości. Tym dziełem Boskim i ludzkim w rodzinie jest dziecko. W dzisiejszych czasach, z bólem wyznać trzeba, wiele rodzin (...) uważa dar dzieci za nieszczęście a nie błogosławieństwo. Nieszczęśliwe rodziny, które tak nisko upadają! Cóż było wielkością i chwałą rodziny, której Józef był głową? Jezus, Bóg-Człowiek! Dla tego Dziecięcia żył i poświęcał się św. Józef, dla tego Dziecięcia znosił ciężkie wygnanie, cierpienia, prace. W tym Dziecięciu było najdoskonalsze zjednoczenie Maryi i Józefa, tam było życie, którym żyli.

Przez dzieci związek małżeński staje się rodziną, tą rodziną, która nie ginie, ale żyje z wieku na wiek, a Bogu daje mieszkańców niebieskich, Kościołowi świętych synów, a państwu potęgę. W dziecku żyją rodzice, w nim widzą owoc świętości i czystości współżycia, w nim także widzą obraz Boga, tego który Dziecięciem stał się w rodzinie, aby ją uświęcić i świętą uczynić, a z niej stworzyć sobie wielką rodzinę, Oblubienicę - Kościół święty, za którą się wydał i poświęcił, aby ją uczynić bez skazy (por. Ef 5, 25-27).

Na ten fundament życia, na dziecko, uderzają dziś wrogowie wszelkiego życia Bożego. Chcą wyrwać dziecko z ogniska świętości i czystości, wszczepić w nie pierwiastki rozkładu, wychować je bez Boga, bez wiary w tę Rodzinę świętą, której głową był Józef, sercem Maryja, a szczęściem i życiem Jezus, Syn Boga. Stąd, największą pracą w rodzinie i z wszystkich prac najkonieczniejszą jest wychowanie dzieci.

Głos Opiekuna

Niech mówi do serc rodzin chrześcijańskich najwierniejszy opiekun i wzór rodziny - Józef-Opiekun. Przeglądając karty Ewangelii, na próżno szukać będziecie choć jednego słowa, które wymówił. Za to znajdziecie w tej Boskiej Księdze, co czynił. Święty Józef mówi do rodzin czynem i życie jego woła do wszystkich rodzin, by strzegły fundamentu świętości i czystości życia Bożego w rodzinie.

Patrzcie na czyny: św. Józef się modli. Sprawiedliwy, pełni prawo Boga w każdym czynie i poświęca siebie, z tej modlitwy czerpie, jak rosę niebieską, czystość i świętość życia, w modlitwie poznaje wolę Boga i nią osładza wszelki trud pracy, i krzyż w moc zamienia. Modlitwa uświęca rodzinę. Niech więc nie braknie jej rano i wieczór, i niech rodzice przewodniczą we wspólnym podniesieniu serc, zjednoczeni z Bogiem, źródłem życia.

Święty Józef pracuje. To źródło utrzymania; lecz pracuje tak, że dusza nie gubi się w pracy, w niej nie stygnie serce, ale przeciwnie, twardość pracy wyrabia w nim stałość cnoty i hartuje duszę na cierpienie, które im Bardziej uciska, tym bardziej zbliża go do Boga.

Święty Józef się poświęca, poświęca się dla Rodziny, wpatrzony w Boską Dziecinę i w Jego Matkę. To źródło jego szczęścia i zadowolenia: móc cierpieć dla tych, których kocha. Wpatrzeni w ten wzór ojcowie rodzin znajdą radość, jaką daje spełnienie obowiązku, nie uczynią serc swoich twardymi, jak praca, którą spełniają, lecz będą tym czulszymi na piękność życia rodzinnego.

Każda rodzina ma swoje skarby: imię, mienie i największe dobro: dzieci. Każda rodzina ma swoje bóle, cierpienia i prace. Każda rodzina ma swoje radości: miłość, czystość i cnoty domowe. By te skarby zachować i pomnożyć, by te bóle znosić i uczynić z nich zysk cnoty, by tę radość uczynić codziennym pokarmem i chłodzącym napojem wśród trudów życia, niech każda rodzina wpatrzy się w św. Józefa, niech mu powierzy całe swoje życie, a będzie pewna, że dom jej stanie się domem Bożym i napełni się wonią cnót chrześcijańskich.

GK 4 (1930) 66-71.